czwartek, 24 lutego 2011

Udawana miłość

Jak na razie wszystko Szlo zgodnie z planem. Radwan mino protestów był przebrany za misa i zajmował się roznoszeniem ulotek. Barska siedziała w bufecie i piła kawę. Eryk z całym swoim sprzętem siedział w samochodzie i przekazywał nam potrzebne informacje. Gdzieniegdzie również kręcili się inni policjanci ubrani po cywilnemu. Nam przydzielono rewelacyjne zadanie. Mieliśmy udawać parę zakochanych. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, a z mojej obserwacji i po dzisiejszym zachowaniu Maćka jemu również to nie wadziło. Na początku spacerowaliśmy trzymając się za ręce, a później przystanęliśmy niby to do oglądania obrączek u jubilera. Nie obyło się bez przytulania, dzięki  któremu mogłam przekazać innym wszystkie nasze obserwacje. Po pól godzinie czekania cos zaczęło się dziać. Z windy wyszła kobieta pchając przed sobą wózek. Po jej nerwowym zachowaniu stwierdziłam, że trzeba zacząć ją obserwować. Dyskretnie powiedziałam to Maćkowi, udając, że szepce mu cos do ucha, a następnie przekazali innym. Jak okazało się po chwili nie myliłam się. Kobieta podjechała wózkiem do jednego ze stolików bufetu, przy którym siedziała para młodych ludzi. Zrobili wymianę. Koperta- wózek. Po czym kobieta udal się w przeciwnym kierunku. Po chwili usłyszałam głos w słuchawce.
- Ja z Andrzejem zajmiemy się ta parą z dzieckiem, a wy bieżcie kobietę.- powiedziała Paulina.
- Miejmy nadzieje, że dziecko nie przestraszy się misia bez głowy.- powiedział Maciek.
- Wolski.- syknął Radwan.
Dyskretnie podeszliśmy do kobiety.
- Policja, pójdzie pani z nami.- kiedy to usłyszała rzuciła się do ucieczki. Jednak Maciek był na to przygotowany i zastąpił jej drogę. Zaczęła się wyrywać.
- Proszę się uspokoić. Chyba nie chce pani tu zrobić widowiska.- powiedziałam, kiedy Wolski trzymał ją, aby nie uciekła.
Gdy przekonała się, że nie ma szans na ucieczkę przestała się szamotać i wydyszała:
- Ja nic nie zrobiłam.
- Yhy, a handel dziećmi? Coś ci to mówi?- odezwał się Maciek.

Jej przesłuchiwanie, to naprawdę była droga przez mękę. Dopiero po trzech godzinach, kiedy Woski pokazał jej oświadczenie, które podpisała para kupująca dziecko zaczęła coś mówić. Zdradziła nam, gdzie znajduje się ich główna siedziba i kto wydaje im zlecenia. Pojechaliśmy we wskazane miejsce. Było one oddalone od Warszawy o jakieś 15 kilometrów. Po wyjściu z samochodu zobaczyliśmy dom. Stał on samotnie pośród licznych drzew i krzewów. Wyglądał na opuszczony. Miał odrapane ściany, powybijane szyby, a na większości dachu brakowało dachówek. Przed wejściem wyciągnęliśmy i naładowaliśmy bronie. Pierwszy wszedł Wolski.  Ruchem dłoni przekazał mi abyśmy się rozdzieliliśmy. Kiwnęłam głową. Ja poszłam w prawo, a on w lewo. Kiedy przeszukiwałam poszczególne pomieszczenia zauważyłam, że ten dom zbudowany jest na wzór lustrzanego odbicia. Kiedy dochodziłam do końca korytarza usłyszałam czyjeś kroki. Szybkim ruchem odwróciłam się i wymierzyłam Bronia w tą osobę. Zrobiła to samo. Odetchnęłam z ulgą nie był to żaden intruz tylko wolski. Ja celowałam w niego, a on we mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie i każde z nas schowało broń.
-Nie ma tu nikogo.- powiedział Maciek.
Nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. Skierowaliśmy się ku wyjściu, kiedy usłyszałam jakby czyjś płacz.
- Słyszałeś?- zapytałam się Macka.
- Co?
- Tak jakby płacz… dziecka.- odpowiedziałam. Dochodzi z…
- piwnicy.- dokończył za mnie Wolski.
Zeszliśmy schodami do piwnicy. Wyglądała ohydnie. Pełno śmieci i na pewno… szczurów. Na myśl o tym ostatnim, aż mi ciarki przeszły. Szliśmy wzdłuż korytarza. W końcu zobaczyliśmy trzy sylwetki postaci. Byli to dwaj mężczyźni i jedna kobieta.
- Czego on tak ryczy! Zrób cos!- krzyknął jeden z nich do kobiety.
- Nie wiem.- odparła. Dziecko tymczasem zaczęło jeszcze głośniej krzyczeć. Mężczyzna wpadł w szał wyciągnął pistolet.
- Ej Duży, co ty robisz? Daj spokój.- powiedział ten drugi.
- Mam już dość tych płaczów i krzyków!- krzyknął i wycelował w dziecko. Na szczęście nie zdążył strzelić, bo Maciek go uprzedził. Mężczyzna upadł na ziemie. Jego kolega odwrócił się w naszą stronę.
- Na ziemie! Oboje! Już!- krzyknęłam. Jak nigdy posłuchali mnie za pierwszym razem. Na wsparcie musieliśmy trochę poczekać. W piwnicy znajdowało się dwoje dzieci. Były przestraszone i całe zapłakane. Spojrzałam na Maćka i powiedziałam:
- Trzeba się nimi zając, aż do przyjazdu karetki.
- Co? Ja nigdy nie miąłem dziecka na ręku.- odpowiedział zdezorientowany.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz.- powiedziałam i udałam się w kierunku dzieci.
Maciek wolnym krokiem poszedł za mną. Ja wzięłam dziewczynkę, a on chłopczyka.  Dzieci od razu się uspokoiły. Tak jakby wiedziały, ze już nic im już nie grozi. Cóż z psychologii wiedziałam, że takie małe dzieci potrafią odczytać kto jakim jest człowiekiem. Popatrzyłam na Maćka. Całkiem nie źle mu szło jak na pierwszy raz.

Dziś troszeczkę krótsza, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi. ;)

10 komentarzy:

  1. Super opowiadanko , Wolski idealny materiał na tatusia he he .Naprawdę fajnie to napisałaś .Informuj mnie na bieżąco o NN.
    Joannanowak12345

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale słodko. :) Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale słodziukto.....Wolski w roli taty by się pewnie sprawdził w 100%.Czekam na nn
    pozdrawiam
    werciuś

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybaczymy , ale wszyscy chcemy ciag dalszy .
    Pozdrawiam
    Nowacam

    OdpowiedzUsuń
  5. Super notka. Kiedys chyba coś podobnego było w W11 :) A Radwan - Miś najlepszy :D
    Tylko trochę brakowało mi śmiesznych dialogów A&W i W&Radwan... Zrób coś z tym!
    Pozdrawiaki, Ania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie to wymyśliłaś ;) Podoba mi się ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no ^^ Juz sobie wyobrażam tą ostatnią scenę. Musieli oboje uroczo wyglądać z tymi dziećmi na rękach. Juz się ie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Pisz szybko!
    agusia

    OdpowiedzUsuń
  8. Zarąbiście ;) Wolski na tatusia ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. swietna notka ale licze abys ich zeswatała

    OdpowiedzUsuń