***Ewa***
Jak co dzień rano wyszłam do pracy. Szłam przez park rozmyślając nad wywiadem, który dzisiaj miałam przeprowadzić. Z racji, że była dość wczesna pora, minęłam tylko kilka osób, które zapewne tak jak ja kierowały się do pracy. W pewnej chwili coś usłyszałam. Odwróciłam się. Postać dość wysokiej postury wpadła na mnie i szarpnęłam moją torebkę, ale ja jej nie puściłam. Trzymałam ją z całych sił i zaczęłam krzyczeć: Pomocy! Złodziej! Ratunku!. Na moje szczęście ktoś tu był. Usłyszałam głos zbliżającego się mężczyzny: Stój policja! Te słowa podziałały na tego człowieka z którym szarpałam się o moją torebkę jak płachta na byka. Zdenerwowany tym, że tuż za nim jest policja uderzył mnie w twarz, po czym uciekł. Upadłam na ziemię. Po chwili dobiegł do mnie ten policjant:
- Wszystko w porządku?- zapytał szybko.
- Tak.- odpowiedziałam oszołomiona wstając. Mężczyzna nie do końca był przekonany co do moich zapewnień.
- Zaczeka tu z nią pani?- zwrócił się do jakiejś kobiety. Nawet nie zauważyłam, że ktoś tu jeszcze jest. Kobieta pokiwała głową a wysoki i dość przystojny brunet pobiegł w kierunku, w którym uciekł napastnik. Usiadłam na ławce. Starsza pani pomogła mi się jakoś ogarnąć i starała się mnie jakoś uspokoić. Po jakichś pięciu minutach zauważyłam wracającego policjanta niosącego moją torebkę. Nie wiem dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech i to nie dlatego że odzyskałam swoją torebkę. Brunet podszedł bliżej i powiedział:
- Zwiał, ale torebkę wyrzucił. Proszę sprawdzić, czy wszystko jest.- podał mi torebkę. Poszperałam w niej przez chwile.
- Chyba wszystko jest. Dziękuję.- odpowiedziałam podnosząc wzrok. Mężczyzna cały czas patrzył na mnie.
- To ja już pójdę.- odezwała się kobieta, która stała obok nas.
- Dziękuję bardzo.- powiedziałam, na co kobieta odpowiedziała serdecznym babcinym uśmiechem. Kiedy odprowadziliśmy wzrokiem miła starszą panią ponownie usłyszałam głos mojego wybawcy. Chyba mogę o nim tak powiedzieć, bo kto wie co by się stało gdyby się nie pojawił.
- Na pewno nic Ci..przepraszam pani nie jest?
- Na pewno.- odparłam z uśmiechem.- I nic się nie stało. Ewa jestem.- dodałam.
- Hubert.- przedstawił się.
- To może Cie odprowadzę? Dokąd zmierzałaś?- zapytał uśmiechając się.
- Do pracy.
- A gdzie pracujesz?
- Przepraszam, czy to jest przesłuchanie?
- Oj przepraszam.- zmieszał się.- Nie chciałem, aby tak to zabrzmiało.
- Spokojnie żartowałam, a poza tym, to już się do tego przyzwyczaiłam, bo mam paru znajomych w policji.
- Ciekawe…
***Maciek***
- Kogo?- zapytałem rutynowo.
- Porucznika Adriana Podrodę.
Popatrzyliśmy z Adą po sobie, a następnie spojrzeliśmy na Barską czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Z Aresztu Śledczego na Mokotowie jeden z więźniów wydostał się z celi.
- Jak?- zapytałem przerywając Barskiej.
- Tego nie wiadomo.- odpowiedziała Paulina na moje pytanie, po czym zaczęła kontynuować- Jeden z funkcjonariuszy chciał go zatrzymać. Dostał kilkanaście ciosów nożem. Wykrwawił się na śmierć, a skazany zbiegł.
- A gdzie był drugi strażnik?
- W toalecie.- odpowiedziała.
- Niczego nie słyszał?- zapytała Ada.
Barska pokręciła przecząco głową.
- Pewnie był skupiony na innych czynnościach.- powiedziałem.
- A ten zbieg jak się nazywa?
- Krzysztof Pawliczek. Pseudonim „Mocny”.
Skąd ja znam to nazwisko?- pomyślałem, ale nie było teraz czasu, aby nad tym się zastanawiać.
- No to jedziemy.- podsumowałem.
Wyszliśmy z gabinetu inspektor i kierowaliśmy się do wyjścia, kiedy zauważyłem Huberta.
- O stary dobrze, że jesteś. Mamy zabójstwo. Zbieraj się.- powiedziałem biorąc kurtkę, po czym skierowałem się ku drzwiom. Schodząc po schodach tuż za Adą, zauważyłem, że nikt za mną nie idzie.
- Idzie, czy nie idzie?- zapytałem zatrzymując się na schodach.
- To może idź po niego.- doradziła Ada.
- W takim tempie, to dojedziemy tam jutro.- skomentowałem i wróciłem się na górę. Wszedłem na wydział i zastałem Huberta w tym samym miejscu, co przed pięcioma minutami.
- Ej zakochany książę obudź się.- powiedziałem.
- Co?- zapytał zaskoczony.
- Pstro. Zbieraj się, mamy sprawę.
W aucie streściliśmy wszystko Hubertowi.
- A jak się nazywa tez zbieg?- zapytał na koniec.
- Krzysztof Pawliczek. Pseudonim :Mocny”- wyjaśniłem i mina Huberta sprawiła, że przypomniało mi się skąd znam tego gościa.
- To ten…- zacząłem.
- Tak.
- Znacie go?- zapytała Ada. Nic o nim nie wiedziała, bo niby skąd, przecież jeszcze wtedy nie pracowała w policji.
- Szef gangu handlującego ludźmi. Zamordował dziesięć osób. Pięciu mężczyzn, trzy kobiety oraz dwoje dzieci.- wytłumaczył Hubert, a mnie przypomniała się ta akcja z jego aresztowaniem, jego słowa skierowane do Huberta:” Znajdę Cię psie, popamiętasz mnie”
***Ada***
Na miejscu byliśmy po piętnastu minutach. Ciało funkcjonariusza właśnie było wkładane do worka, więc widzieliśmy je tylko przez moment. Po rozmowie z Piotrem, który powiedział nam to samo, co Barska poszłam do jak zwykle zajętego szukaniem dowodów i dowodzików Eryka.
- Hej.
- Hej Ada. Miło Cię widzieć.- przywitał mnie jak zwykle z szerokim uśmiechem.
- Macie coś?
- Mamy nóż.
- No, ale chyba wiemy czyje będą na nim odciski palców.
- Niby tak, ale chyba warto sprawdzić.
- I co tam gołąbeczki mamy coś?- zapytał nas Wolski.
- Zawsze coś się ma.- odpowiedział Eryk.
***Hubert***
Rozmawiałem a raczej próbowałem rozmawiać z jednym z więźniów, który mógł coś widzieć, kiedy zaczęłam dzwonić moja komórka. Wyjąłem ją z kieszeni. Numer był nie znany.
-Słucham?- powiedziałem do telefonu.
- Pamiętasz mnie?
- Mocny?
- Brawo.