sobota, 26 marca 2011

Bez słów

Obudziłam się o 5. Ubrałam dresy i wyszłam pobiegać. Czas szybko mi minął, gdy spojrzałam na zegarek wskazywał 6. Kiedy weszłam do mieszkania Ewa właśnie wstała.
- Hej.- powiedziała przeciągając się.
- Hej. Późno wczoraj wróciłaś.
- Tak, bo musiałam dokończyć artykuł. A tak nawiasem mówiąc to co się tam wczoraj wydarzyło w centrum?
- Nic, a tak w ogóle to skąd o tym wiesz?
- Wiesz jak to twój pan komisarz mówi jestem paparazzi i mam swoje źródła.
- Mój komisarz?
- Dziewczyno ty naprawdę nie tego widzisz? Przecież on poza Toba świata nie widzi.
- Zdaje Ci się.
- Ok. nie chcesz to nie mów.- powiedziała i skierowała się do kuchni. Poszłam za nią.
- No po prostu Radwan poprosił mnie, abym pomogła mu wybrać pierścionek dla Pauliny, więc pojechaliśmy do jubilera. Maćkowi nic nie powiedziałam, a on od razu sobie zaczął wyobrażać nie wiadomo co.
- I ty mówisz, że mi się zdaje?
- No dobra masz racje.
- O naroście.
Wyjrzałam przez okno. Maciek już czekał.
- To ja lecę.- powiedziałam i wyszłam.


- Cześć.- przywitałam się.
- Cześć.- powiedział. W jego głosie dostrzegłam cos dziwnego
- Coś się stało?
- Nie tylko chodzi o jedną sprawę.
- A no tak.- powiedziałam. Od razu wiedziałam o którą dokładnie chodzi.
- Paulina prosiła mnie, abym zapytał się Ciebie, co robimy z tą sprawą. Oddajemy ją innym, czy…
- My ją bierzemy.- przerwałam mu. Spojrzał na mnie jakby chciał się upewnić, czy mówię prawdę.
- Dam radę.- dodałam.
- No dobra, więc tutaj mamy adres jednego ze świadków.- powiedział po chwili.
Udaliśmy się pod wskazany adres. Było to obok klatki Ewy.
- Dzień doby. Podkomisarz Mielcarz i komisarz Wolski.- przedstawił nas Maciek. Wymienił mnie pierwszą. Uśmiechnęłam się w duchu.
- Dzień dobry. Czekałem na państwa. Proszę.
Weszliśmy do mieszkania. Mężczyzna zaprowadził nas do salonu.
- Kawy, herbaty?- zaproponował.
- Nie dziękujemy.- odpowiedzieliśmy jak zwykle chórkiem.
- Dobrze.– powiedział i usiadł na krześle.
- Więc co pan dokładnie widział?- zapytał Maciek. Ja tym czasem wyciągnęłam notes.
- Wyszedłem z psem na spacer. To było jakoś tak po 24. Wtedy usłyszałem czyjś krzyk i uciekającego mężczyznę. Podszedłem do bramy, ale nikogo nie widziałem, więc skierowałem się do domu.
Zaczęłam to wszystko notować i właśnie wtedy wróciły te wspomnienia. Ciemność, cień.  Próbowałam się uspokoić, ale nie za dobrze mi to szło. Ręce zaczęły mi się trząść i upuściłam długopis. Maciek spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. W zasadzie nie musiał. Jego oczy mówiły same za siebie. Wzięłam głęboki wdech i pokiwałam głową. Maciek wrócił do ponownego zadawania pytań
- Czy widział pan jego twarz?
- Nie dokładnie.
- Dobrze, dziękujemy. W razie czego proszę do nas się zgłosić.
- Oczywiście.
Kiedy wyszliśmy z klatki spotkaliśmy Ewę.
- O hej, a co wy tu robicie?- zapytała.
- Mamy sprawę.- powiedział Wolski zanim ja zdążyłam otworzyć usta.
- Rozumiem tajemnica zawodowa.- powiedziała lekko się uśmiechając.
- Dokładnie.- potwierdził Wolski w tym uśmiechu, który najbardziej lubię.
- A ty nie w pracy?- zapytałam.
- Koleżanka zachorowała i muszę za nią wyjechać służbowo do Londynu. Wpadłam tylko się spakować.
- Na ile?
- Trzy dni.
- Ok. Może jakoś przeżyje. Uważaj na siebie.
- A ja poproszę o figurkę Big Bena.- wypalił Wolski.
Spojrzałam na niego, a on udając zdezorientowanego dodał:
- No co zawsze o takiej marzyłem.
- Zobaczę co da się zrobić.- powiedziała Ewa śmiejąc się.- A teraz przepraszam Was, ale muszę lecieć.
- Jasne. Pa.
- Pa, pa Ewa.- zawtórował Wolski. Ponownie na niego spojrzałam.
- Znowu coś nie tak powiedziałem?- zapytał.
- Nie, nie, ależ skąd.- powiedziałam i poklepałam go po ramieniu.
- Ej o co chodzi?- dopytywał się.
- O nic. Gzie teraz jedziemy?
- Na komendę.- odpowiedział.


-Wolski Ada?- usłyszeliśmy gdy tylko weszliśmy na stołeczną.
- Co jest?- zapytał Maciek.
- Jeden z przechodniów znalazł ciało młodej dziewczyny. Podejrzewamy, że to nasz poszukiwany.- powiedziała, a następnie zwróciła się do mnie:
- Ada?- od razu wiedziałam o co chodzi.
- Dam radę. Powiedziałam i czym prędzej skierowałam się do wyjścia. Za plecami usłyszałam jeszcze rozmowę Maćka i Pauliny:
- Jak ona sobie z tym radzi?- zapytała.
- Próbuje być twarda.- odpowiedział.

Udaliśmy się na miejsce zbrodni. Ciało kobiety było sponiewierane. Leżała w krzakach. Dostrzegłam, że wokół oczu miała zaczerwienienie. Miałam dziwne przeczucie, że to sprawka tego samego mężczyzny, który zaatakował mnie. Serce zaczęło mi bić szybciej. Podeszliśmy do Piotra.
- Cześć.- przywitał się.
- Cześć.- odpowiedzieliśmy chórkiem.
- Wiec…-zaczął Piotr, ale Maciek mu przerwał.
- Ada idź zapytaj się Eryka, czy znalazł coś przy ofierze.
- Dobra.- powiedziałam tylko tyle. Oczywiście wiedziałam dlaczego każe mi iść. Chce aby jak najmniej słyszała.

***Maciek***

- Przepraszam Cię, ale wiesz.
- To ten co Adę?
- Prawdopodobnie.
- Dlaczego nie oddacie tej sprawy innym?
-  Bo Ada stwierdziła, że sobie poradzi.
- Przecież widać jak bardzo to przeżywa.
- Wiem, ale co mam na to poradzić?
- Masz racje.
- Dobra a jak zginęła?
- Najpierw spryskał jej oczy, następnie ogłuszył jakimś tępym narzędziem najprawdopodobniej kijem, zgwałcił, a na koniec udusił.
- O kurde.- zdążyłem powiedzieć, bo przyszła Ada.
- I co masz coś?- zapytałem szybko.
- Nie wiele. Tylko portfel i dzięki temu wiemy jak się nazywała. Była to Monika Piórkowska, lat 23. Zamieszkała przy ulicy Leśnej 43. A wy co wiecie?- zapytała na koniec.
Nic nie odpowiedziałem. Spojrzałem na Piotra. Ada wpatrywała się w nas przez chwile, po czym zapytała:
- To on?
- Pokiwałem głową.
Twarz Ady momentalnie zbladła. Podszedłem do niej i nic nie mówiąc przytuliłem ją.

Jeśli ktoś chce być informowany o nowych notkach to proszę podać swój nr gg. Pozdrawiam.
P.S Liczę na komentarze, bo ostatnio mam wrażenie, że już nikt nie czyta moich wypocin oprócz kilku osób. ;D

czwartek, 24 marca 2011

Szpieg

Z jednej strony odpowiedź Ady zadowoliła mnie, bo oznaczało to, że nic ich nie łączy oprócz spraw zawodowych, ale i tak ta nie pewność nie dawała mi spokoju. Szybko skończyłem te dwa akta, które mi zostały i odwróciłem się w stronę Ady. Jeszcze pisała i nie zwracała na mnie uwagi. Patrzyłem na nią próbując coś wyczytać z jej twarzy, ale niczego się nie dopatrzyłem. Była taka jak zawsze, czyli śliczna. Uśmiechnąłem się i w tej chwili Ada spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby przed sobą miała wariata.
- Dobrze się czujesz?- zapytała bacznie mi się przyglądając.
- Świetnie, a co?
- W zasadzie nic, ale takie zachowanie może zwiastować jakąś chorobę.
- Jaką pani psycholog?
- Psychiczną.
- Uu- powiedziałem i zrobiłem przestraszoną minę.
- Dobra. Skończyłeś już?
- Pięć minut temu i czekam na Ciebie, bo ty zamiast pracować romansujesz z Andrzejkiem.
- Nie zapominaj, że to są Twoje akta, a ja wypełniam je tylko dlatego, że jestem dobrym człowiekiem i chce Ci pomóc. A co do Andrzejka to co zazdrosny jesteś?
- Ja? Oczywiście, że nie. Też mi coś. Ależ sobie wymyśliła. Za bardzo wybujałą wyobraźnie masz.- zacząłem swój monolog. Jasne, że jestem o nią zazdrosny, przecież kocham ją i świata poza nią nie widzę.
- No, więc jaki masz problem?
- Ja? Ja nie mam żadnego problemu. Wydaje Ci się.
- To super.
- Tak super.- potwierdziłem. – To jak jedziemy?- zapytałem.
- Wiesz ja dzisiaj nie wracam, bo umówiłam się.
- Z Radwanem?
- Może, a co?
- Nic, nic. Ok. To cześć.- powiedziałem udając, że nic mnie to nie obchodzi.
- Cześć.
Super, fantastycznie, po prostu wspaniale. Umówiła się z nim. A jednak z nim. Nie to nie możliwe. Muszę to sprawdzić. Podszedłem do okna i zobaczyłem to czego się spodziewałem. Dwa gołąbeczki. Andrzej już był i czekał na Adę. Otworzył je drzwi jak na dżentelmena przystało, a następnie odjechali. Szybko wybiegłem z komendy i udałem się do samochodu. Jechałem za nimi. Po kilku minutach zatrzymali się przed jednym z centrów handlowych. Szedłem za nimi w bezpieczniej odległości, a kiedy weszli do jubilera z zaskoczenia o mało co nie wpadłem na wózki sklepowe. Przyglądałem się im zza szyby i nadal nie mogłem w to uwierzyć. Ada i Radwan Ada i Radwan razem. Te słowa cały czas kotłowały się w moim mózgu. Straciłem czujność i w pewnym momencie usłyszałem:
-Wolski, a co ty tu robisz?- zapytał Radwan.
- Zakupy. A wy?
- Również.
- No właśnie widzę. – powiedziałem szorstkim głosem.
- O co Ci chodzi?- tym razem głos zabrała Ada.
- O nic. Chce tylko Wam życzyć wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.
- Co?- prawie że krzyknął Radwan.
- Pstro. Nie róbcie ze mnie idioty. Kiedy mieliście mi zamiar powiedzieć? Dzień przed ślubem?- wypowiedziałem te słowa dość głośno. Nagle Ada z Radwanem zaczęli się śmiać.
- Wolski ty myślisz, że my razem?- zapytał Radwan wskazując ręką na siebie i Adę.
- A co, że niby nie?- zapytałem nieco zdezorientowany.
- No nie. Ada tylko pomagała mi wybrać pierścionek dla Pauliny.- powiedział śmiejąc się.
- Dla Pauliny?- upewniłem się.
- Tak Maciusiu dla Pauliny. Możesz być spokojny. Nie mam zamiaru zabierać Ci twojej księżniczki.- powiedział do mnie jak do małego chłopa.
Teraz to już przesadził. O mało co mu nie przywaliłem. Byłem tak wściekły, ze to powiedział i to w dodatku przy Adzie.

***Ada***

- Chłopcy spokojnie.- powiedziałam. Maciek spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Przecież my tak tylko żartujemy co nie Andrzejku?- zwrócił się do Radwana.
- Oczywiście Maciusiu.
Patrzyłam się na nich nie wiedząc co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony byłam szczęśliwa, bo takie zachowanie Maćka świadczyło o tym, że jednak mu na mnie zależy, a z drugiej bałam się, że Maciek nie wytrzyma i uderzy Andrzeja. Postanowiłam nie ryzykować i wkroczyć do akcji. W końcu jak by to wyglądało. Już widzę te nagłówki w gazetach i telewizji: „Bójka policjantów w centrum handlowym.”
- Nie chce Wam przeszkadzać, ale ja już lecę.- oznajmiłam. Podziałało i to błyskawicznie. Przestali „rozmawiać” i spojrzeli na mnie.
- No dzięki za pomoc.- powiedział Radwan.
- Nie ma za co.
- Może gdyby nie było naszego komisarza i jego chorobliwej zazdrości to w podzięce zaprosiłbym Cię na kawę, ale w tym wypadku to może lepiej nie, bo jeszcze sobie coś wymyśli w tej swojej główce.
W tym momencie wystraszyłam się nie na żarty. Mój wzrok był skierowany tylko na jedną osobę- na Maćka. Piorunował Andrzeja wzrokiem.
- Dobra to ja idę.- powiedziałam szybko mając nadzieję, że i tym razem to zadziała. Wolnym krokiem skierowałam się do wyjścia. Po kilku sekundach usłyszałam za sobą głos Maćka:
- Ada czekaj.
Odwróciłam się. Szedł w moim kierunku.
- Odwiozę Cię.
Udaliśmy się do naszego Suzuki.
- Ty naprawdę myślałeś, że ja i Andrzej?- zapytałam próbują powstrzymać śmiech.
- Szczerze?
- Tak.
- Sam nie wiem. Miałem różne hipotezy, ale cieszę się, że żadna z nich się nie potwierdziła.- powiedział i poczochrał mi włosy jak zwykle był to robić.
Po tych słowach od razu odechciało mi się śmiać. W jego oczach dostrzegłam coś na wzór szczerości i jeszcze czegoś tak jakby radości, ale z czego?

Według mnie nie wyszła ona za ciekawie.

sobota, 19 marca 2011

Zazdrość

Przez kilka dni mój plan dnia wyglądał następująco: praca, szpital, dom. Po wypisaniu Ady ze szpitala nice się zmienił, bo zamiast do szpitala jechałem do Ady. Tak było przez dwa tygodnie, bo tylko tyle zdołaliśmy razem z Barską wynegocjować z Adą. Normalnie jeszcze nigdy nie znałem takiej osoby, która za wszelką cenę chce chodzić do pracy. Inni wypisują sobie lewe zwolnienia, a ta kiedy usłyszy słowo „wolne” dostaje ataku szału, ale mimo tej wady i tak kocham ją jak wariat.

***Ada***

Po przymusowym urlopie w końcu mogłam wrócić do pracy. Wszyscy obchodzili się ze mną jak z jajkiem, ale i tak było to lepsze niż siedzenie w domu i wpatrywanie się w telewizor.
- Dobrze się czujesz?- zapytała Barska, gdy tylko weszłam na komendę. Wolski również z trudem powstrzymywał się od zadania tego pytania.
- Tak.- odparłam krotko.- Jest coś?- zapytałam, aby jak najszybciej zmienić temat.
- Nie, nie ma nic.- odparła.
- O, a cóż to mamy światowy dzień pokoju?- wypalił Wolski. Obie spojrzałyśmy na Maćka i zaczęłyśmy się śmiać.
Po chwili Barska powiedziała:
- Póki nie ma żadnej sprawy zajmijcie się wypełnianiem akt. Nazbierało się ich trochę.
Popatrzyłam na stertę papierów i aż jęknęłam. Było ich mnóstwo. Barska musiała to zobaczyć, bo lekko się uśmiechnęła i powiedziała:
- Życzę miłej pracy.- po czym udała się do swojego gabinetu.
- No, księżniczko trzeba się wziąć do roboty jeśli chcemy skończyć to dzisiaj.- powiedział.
- Co ty robiłeś przez te dwa tygodnie?- zapytałam.
- To co zwykle.- odpowiedział.
- A wypełniłeś chociaż jeden papierek?
Pokręcił przeczącą głową. To było oczywiste, bo niby kiedy on miał to zrobić skoro cały czas przesiadywał jak nie u mnie w szpitalu to u mnie w domu.
- Tak myślałam.- powiedziałam, ale nie było w tym niczego złośliwego, bo nawet podobało mi się, że się tak o mnie martwi, odwiedza. Może mu na mnie choć trochę zależy. Rozmyślałam tak nad tym, kiedy odezwał się Maciek:
- Nie chciałem, aby coś Cię ominęło, a szczególnie taka fantastyczna sprawa jak wypełnianie akt.- powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.
- Wielkie dzięki.
- Proszeńki.- odpowiedział i zmierzwił mi włosy po czym usiadł za swoim biurkiem. Mimo że byłam na niego zła to uśmiechnęłam się. Brakowało mi tego naszego przekomarzania przez te dwa tygodnie.
- Idę po kawę.- oznajmiłam.
- Ja też proszę.- powiedział Wolski.
- Oczywiście.- odpowiedziałam.
W naszej tak jakby kuchni policyjnej spotkałam Radwana.
- Cześć.- przywitał się pierwszy.
- Cześć.- odparłam nieco zdziwiona. Jak tam zdrowie?- co całkiem zbiło mnie z tropu. On pyta mnie o zdrowie? A z jakiej to okazji,
- W porządku.- odpowiedziałam. To było jakieś podejrzanie Andrzej zaczyna pierwszy rozmowę i to ze mną, z żółto dziobem? Co prawda mam już stopień podkomisarza, ale dla takiego jak on inspektora to niewiele znaczy.
- Ada.- zaczął.- Mam taką nietypową sprawę i potrzebuje rady.
- To słucham.- powiedziałam nie pewnie. Nadal węsząc jakiś podstęp.
- Chodzi o Paulinę. Wydaje mi się, że dobrze się dogadujecie, więc może mogłabyś mi pomóc.- powiedział. Dziewczyno, ale z Ciebie policjantka. Żeby się nie domyślić. Przecież o kogo może chodzić jak nie o Paulinę. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- A o co dokładnie chodzi?
- Co myślisz o tym, abym oświadczył się Paulinie?
- Świetny pomysł.- wypowiedziałam te słowa z trudem, bo normalnie zatkało mnie.
- I jeszcze zostaje druga rzecz. Kompletnie nie wiem jaki pierścionek wybrać.
- Coś na to poradzimy, a teraz przepraszam Cię, ale muszę iść, bo Maciek na pewno się już nie cierpliwi.
- Jasne pan komisarz…- urwał w połowie zdania. Widocznie uświadomił sobie, że lepiej nie ryzykować. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Kawusia dla pana komisarza.- powiedziałam i postawiłam kubek przed Maćkiem.
- O dziękuję Ci dobra kobieto. Co ja bym bez Ciebie zrobił?
- Zginął byś marnie.- odpowiedziałam i poklepałam go po ramieniu.
- Ależ ty dowcipna.- powiedział biorąc łyk kawy. 
Dalej nie rozwijaliśmy naszej konwersacji, tylko zabraliśmy się do wypełniania akt, bo wiedzieliśmy ile jeszcze czeka nas pracy. Po czterech godzinach skończyłam swój przydział. Odwróciłam się do Maćka i powiedziałam z dumą:
- No skończyłam.
Odwrócił się i spojrzał na mnie oczkami szczeniaczka. Od razu wiedziałam o co mu chodzi, więc zaczęłam się bronić.
- O nie mój kochany.  
- Proszę.- zaczął.
- Każdy miał po równo. To nie moja wina że się obijasz, a nie pracujesz.- próbowałam się nie poddawać jego urokowi.
- Ale ja nie miałem urlopu.
- W cale się o niego nie prosiłam.
- Bądź człowiekiem.
- No dobra ile tam jeszcze masz?- zapytałam.
- 4.- oznajmił z nadzieją.
- To daj dwie.- powiedziałam znużonym głosem.
- Kocham Cię.- powiedział podając mi akta.
Spojrzałam na niego. Widocznie zorientował się co powiedział, bo od razu sprostował swoją wypowiedź.
- Oczywiście jak partnerkę z pracy, która pomaga swojemu partnerowi.- mówił dość dziwnym głosem. Takim jakby nie szczerym.
Kiedy zabrałam się do wypełnienia tych dwóch akt, które podrzucił mi Wolski, a raczej, które sama wzięłam, bo przecież się zgodziłam, z gabinetu Barskiej wyszedł Andrzej.
- Ada mogę prosić Cie na chwile?- zwrócił się do mnie.
- Pewnie.- odpowiedziałam. Wstając z krzesła popatrzyłam się na Maćka. Miał taką minę, że nawet nie potrafię jej dokładnie opisać. Zdziwienie z dodatkiem ciekawości i czegoś jeszcze tak jakby zazdrości? To ostanie to mnie zaskoczyło. Zazdrość? Maciek zazdrosny o mnie?



***Maciek***

O co do licha tu chodzi? Radwan z Adą? Z moją Adą? Nie to nie możliwe, a może jednak? W mojej głowie przelatywało tysiąc myśli na minutę. Nie mogłem zrozumieć o co tu chodzi. Wpatrywałem się w nich. Wyglądali tak jakby się umawiali, ale to nie może być to. Co prawda, na zapytanie Pauliny: „Przystojny ten Radwan co?” Ada to potwierdziła, ale przecież to o niczym jeszcze nie świadczy. Wiele facetów podoba się kobietą, ale Radwan? Już zrozumiał bym gdyby Eryk albo… nie, nie zrozumiałbym. Ada jest moja. Kocham ją i nie wyobrażam sobie jej z innym facetem. Ty idioto jaka twoja, przecież nawet boisz się jej powiedzieć co tak naprawdę do niej czujesz. Z moją głową działo się coś złego. W końcu Ada wróciła z tej „rozmowy” ,a ja z nadzieją, że się czegoś się dowiem zapytałem:
- Czego on chciał?
- Tajemnica zawodowa.- odparła.
Zatkało mnie. Już całkiem nie wiedziałem co o tym wszystkim mam myśleć.

Jakoś ostatnio nie mam pomysłów, ale mam nadzieję, że spodoba Wam się takie coś. Pozdrawiam.

wtorek, 15 marca 2011

Radość

W mojej głowie rysował się najgorszy scenariusz z możliwych. Opadłem na kolana przed Adą i zacząłem nią potrząsać wykrzykując przy tym jej imię. W jednej sekundzie runął cały mój świat. Oparłem głowę na klatce piersiowej Ady i łkającym głosem wciąż szeptałem jej imię. Liczyłem, że zdarzy się jakiś cud i to wszystko okaże się tylko koszmarnym snem. W pewnej chwili dobiegł mnie cichy chrapliwy głos tak jakby Ady:
- Maciek.- powiedziała. Myślałem że mam już jakieś omamy, ale mimo zwątpienia w siebie podniosłem głowę ku górze. Tak to była Ada.
- Ada.- tyle tylko zdołało mi przejść przez gardło.
- Maciek ja nic nie widzę.- wyszeptała ponownie. Znieruchomiałem. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Jestem przy Tobie.- powiedziałem starając się, aby zabrzmiało to wiarygodnie.
- Yhy.- wydobyła z siebie. Widziałem jak walczy z samą sobą, ze swoimi emocjami. Jak Starała się być silna nie poddawać się. Byłem tak roztargniony, że nawet nie zauważyłem, kiedy wokół nas zgromadziła się grupka gapiów. Na szczęście ktoś był na tyle inteligentny, że się domyślił i wezwał odpowiednie służby. Po kilku minutach wszystko przybyło na miejsce. Adę zabrano do szpitala. Ja pojechałem zaraz za karetką. Sprawą przesłuchań świadków zajęli się inni funkcjonariusze. Po badaniach przewieziono Adę na salę, a ja od razu udałem się na rozmowę z lekarzem.
- Dzień dobry.- przywitałem się.
- Dzień dobry.- odparł lekarz nieco zdziwiony moim widokiem. Był to ten sam, z którym rozmawiałem, kiedy moją mamę tu przywieźli.
- Czy coś z pańską matką?- zapytał.
- Nie, nie. Tym razem chodzi o panią Adriannę Mielcarz. Przywieźli ją tu kilka godzin temu.
- a tak, to moja pac jętka.
- Więc co jej jest?- zapytałem.
- Ogólnie jej stan jest dobry.
- A co z jej wzrokiem?
- Na razie nie wiemy zbyt wiele. Rozpatrujemy dwie opcje. Pierwsza to stłuczenie płatu potylicznego, a druga to wynik działania tej substancji, która dostała się do oczu pac jętki. Jednak dopiero po wynikach badań będę mógł coś więcej powiedzieć.
- Rozumiem, a czy mogę do niej wejść?- zapytałem.
- Tak proszę, ale nie za długo.
Wszedłem na salę, na której leżała Ada.
- Cześć księżniczko.- przywitałem się.
- Hej.- odpowiedziała odwracając głowę w moją stronę.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, a ty?
- No nie źle, ale mogłoby być lepiej.- powiedziałem z uśmiechem. Zrobiła pytającą minę.
- Gdybym nie musiał codziennie przychodzić do szpitala.- wytłumaczyłem.
- Czy to  moja wina?- zapytała uśmiechając się. Dziwiłem się, że w obliczu takiej sytuacji potrafi sobie żartować.
- Hmm.- udałem, że się zastanawiam. Ada w tym czasie zaczęła się śmiać.
- Wiesz sama powiedziałaś, że nie przyciągasz wypadków jak magnez.- powiedziałem po udawanym zastanowieniu.
- No ja ich nie przyciągam. To one mnie przyciągają.- sprostowała moją wypowiedź szeroko się uśmiechając.
-  Ale z Ciebie mądrala.- powiedziałem.
- Taka już jestem i się nie zmienię.- powiedziała.
- Ale ja wcale nie chcę, abyś się zmieniała.
W tym momencie Ada spoważniała, popatrzyła na mnie i zapytała:
- Myślisz, że odzyskam wzrok?
Spojrzałem na nią. W jej oczach dostrzegłem strach. Złapałem ją za rękę i odpowiedziałem:
- Pewnie, że odzyskach. To tylko chwilowe.
Pocieszając Adę tym samym próbowałem pocieszyć samego siebie. Po tych słowach zapadła głucha cisza, którą przerwała moja komórka.
- Wolski słucham….ok….rozumiem…zaraz będę…cześć. Muszę lecieć. Dzwonili chłopcy. Przesłuchali kilku świadków i jeden z nich ma jakieś informacje, które mogłyby nam pomóc ustalić kto na Ciebie napad.
- Ok.
-  To dawaj buziaka księżniczko- jakoś tak mi się wyrwało. Pocałowałem Adę w czoło i skierowałem się do drzwi.
- Maciek?- usłyszałem za sobą.
- Tak?
- Bądź ostrożny.- wyszeptała.
- Zawsze jestem.- odpowiedziałem.

***Ada***

Bałam się. Tak strasznie się bałam, ze już nigdy niczego nie zobaczę, że nie zobaczę Maćka. Jego twarzy, uśmiechu, na którego widok od razu przestawała być na niego zła. Jeśli nie powróci mój wzrok to moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Moje marzenia ulegną w gruzach. Nie będę mogła pracować w policji, bo co to za policjant, który nie widzi. Przed Maciek próbowałam się jakoś trzymać, ale teraz już nie mogłam. Odwróciłam głowę do poduszki, a z moich oczu pociekły łzy. Chwilę po tym usłyszałam jakieś kroki.
- dzień dobry pani Ado?- to był lekarz.- Mam dla pani dobrą wiadomość.
- Dzień dobry.- odpowiedziałam i podniosłam głowę z nadzieją.
- Tomografia czaszki wykazała, że stłuczenie płatu odpowiadającego za zmysł wzroku nie było wielkie i na pewno za kilka dni odzyska pani wzrok.
- Naprawdę.- powiedziałam, a z moich oczu ponownie pociekły łzy.
Kiedy lekarz wyszedł od razu sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do Maćka podzielić się tą wspaniałą wiadomością.

***Maciek***

Jechałem na komendę cały czas myśląc o Adzie. Nie mogłem sobie wyobrazić co się stanie jeśli okaże się, że na zawsze straciła wzrok. Czułem taka wściekłość na tego, kto to zrobił, że najchętniej bym go zabił, mimo że wiedziałem, że tak nie mogę. W końcu jestem policjantem. Kiedy wysiadałem z samochodu usłyszałem dźwięk mojej komórki. Na ekranie wyświetlił się napis „ADA”. Odebrałem czym prędzej i o mało co nie krzyknąłem z radości. Na komendę wchodziłem niemal w podskokach. Wszyscy patrzyli się na mnie jakby chceli zapytać: „Człowieku dobrze się czujesz?”

Notka dedykowana jest dla wszystkich, którzy czytają moje wypociny. ;)




sobota, 12 marca 2011

Ciemność

Radwan wcale nie krył zadowolenia tym, że udało mu się dogryźć Wolskiemu. Stał dumny niczym paw. Maciek jednak nie odpuścił. Wedle mojego zdziwieniu opanował swoje emocje, które w nim buzowały i spokojnym pewnym siebie głosem rzekł:
- Cóż za znajomość bajek. Czyżby pan inspektor przygotowywał się do roli tatusia?
Nie wytrzymałam i zachichotałam. Andrzej zmroził nas wzrokiem i miał już coś powiedzieć, kiedy z gabinetu wyszła Barska.
- O cześć, a o czym tu tak zawzięcie dyskutujecie?- zapytała.
- O marzeniach pana inspektora.- oznajmił Maciek z wyższością.
- A zdradzicie jakieś szczegóły? Chętnie posłucham.- powiedziała.
- Coś ty, nie ma o czym mówić. Nie znasz naszego komisarza i jego radosnej twórczości? Zawsze coś wymyśla, nie? To taka nasza maskotka komendy- powiedział Radwan. Z jego mowy zrozumiałam, ze próbuje jakoś sprostować tą dziwną wypowiedź Wolskiego. Słowa dobierał tak starannie patrząc przy tym na Wolskiego, aby na powrót nie palnął niczego głupiego Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wyglądało to dziwnie. Para ludzi i to w dodatku policjantów ukrywają przed sobą to co czują do siebie nawzajem. Chociaż czemu tu się dziwić. Ja również, mim że kocham się w Maćku od prawie samego początku to boję się to jemu powiedzieć. Może życie w nieświadomości jest lepsze. Człowiek ma wtedy nadzieję, która daje mu siłę. Z moich rozmyślań wyrwał mnie  jak zawsze głos Wolskiego.
- To może my zostawimy państwa inspektorów samych razem, aby spokojnie mogli rozwiązać sprawę.- powiedział to w szerokim uśmiechu puszczając oczko.
- Maciek proszę.- tym razem odezwała się Paulina. Z mojego punktu widzenia była tak jakby troszeczkę zawstydzona.
- Chodź księżniczko, idziemy.- powiedział i pociągnął mnie w kierunku windy.
Wyszliśmy na parking i skierowaliśmy się do naszego suzuki. W pewnym momencie rozdzwoniła się komórka Wolskiego.
- Wolski słucham….Tak…kiedy….zaraz będę.- jego rozmowa trwała nie dłużej niż minutę. Kiedy się rozłączył miał minę taką, jakby ktoś umarł.
- Co się stało?- zapytałam trochę przestraszona.
- Moja mama zemdlała i jest w szpitalu. Musze tam jechać.- powiedział. W tej chwili zrobiło mi się jego szkoda. Widziałam jak bardzo martwi się o mamę i były to szczere.
- Jedź.- powiedziałam.
- A ty?- zapytał.
- Poradzę sobie.- odpowiedziałam z uśmiechem, aby lepiej to zabrzmiało.
- Ale jest już późno i mogą się teraz kręcić różne typy?
- No i co. Akurat mnie postanowią zaatakować?- powiedziałam śmiejąc się?
- To nie jest śmieszne.- odparł z taką poważną miną, że od razu przestałam się śmiać
- Wiem, ale próbuje ci uświadomić to, że ja nie przyciągam wypadków jak magnes.
- No dobra, ale uważaj.
- Ok., a ty jedź ostrożnie i zadzwoń jak się coś dowiesz.
- Ok.

Odprowadziłam Wolskiego wzrokiem i skierowałam się do domu. Ulice Warszawy były puste tylko raz na jakiś czas przejechał samochód, ale czemu tu się dziwić, w końcu była 1 w nocy. Taki nocny spacer dobrze mi zrobił. Mogłam spokojnie przemyśleć sobie różne sprawy. Kiedy przechodziłam przez park doznałam dziwnego wrażenia tak jakby ktoś mnie śledził. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zobaczyłam. Pomyślałam, że to zboczenie zawodowe, albo uraz psychiczny z porwania. Też był tam las, ciemność. Kiedy doszłam do bramki zaczęłam szukać kluczy po kieszeniach, bo nie chciałam budzić Ewy. Wtedy zobaczyłam cień rzucony przez latarnie uliczną. Kształtem przypominał człowieka. Odwróciłam się w jego stronę. Nie wiele zobaczyłam, bo coś prysnęło w moje oczy. Był to gaz łzawiący. Zaczęłam głośną głośno krzyczeć i wtedy ten ktoś czymś mnie uderzył.

***Maciek***

Do szpitala dojechałem dość szybko, bo na ulicy nie było korków. Była 1 więc czemu tu się dziwić. Zaczepiłem jakąś pielęgniarkę i zapytałem, gdzie leży pani Wolska. Następnie poszedłem do wskazanej Sali.
- Mamuś co się stało?- zapytałem.
- Nic synku. Tak jakoś zrobiło mi się słabo.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny. Idę porozmawiać z lekarzem.
- Idź, idź. Wyśledź tą swoją przyczynę.- powiedziała do mnie z uśmiechem.
Rozmowa  z lekarzem trwała krótko. Nie tylko z tego powodu, że mamie nic poważnego nie dolega, ale dlatego że przywieźli kogoś z wypadku. Odetchnąłem z ulgą na wiadomość o tym, że mama najprawdopodobniej zasłabła na skutek upałów, które towarzyszą nam od kilku dni.
Kiedy wyszedłem z gabinetu lekarza postanowiłem zadzwonić do Ady, bo przecież mnie o to prosiła. Wybrałem jej numer i czekałem. Nie odbierała. Zerknąłem na zegarek, wskazywał 3 nad ranem. Pomyślałem, że śpi i nie próbowałem dzwonić po raz kolejny, aby jej nie obudzić. W końcu nic strasznego się nie stało. Schowałem komórkę do kieszeni i poszedłem do mamy, aby się pożegnać. Nie zastałem jej na sali, wiec postanowiłem poczekać, bo może poszła do toalety. Po kilku minutach wróciła gotowa do wyjścia. Podała mi swoja torebkę i powiedziała:
- Wstawaj jedziemy.
- Gdzie?- zapytałem nieco zdezorientowany.
- Do domu.
- Ale…- zacząłem.
- Rozmawiałam z lekarzem i pozwolił mi wyjść do domu.
- Dziwne. Jakoś nie wspominał o tym, kiedy z nim rozmawiałem.- powiedziałem śmiejąc się. Wiedziałem, że mojej mamy nie przekonają żadne argumenty. Była taka uparta jak ja, a może jeszcze bardziej, a ja byłem jej kopią,
- Chodź, chodź.- ponagliła mnie.
Wstałem i poszedłem za nią. Odwiozłem ją do domu i zostałem u niej na noc. Miałem dobry pretekst. Powiedziałem, że jest już 4 i nie opłaca mi się wracać do domu. Kiedy położyłem się spać już świtało. Spałem raptem dwie godziny i przez te dwie godziny męczył mnie sen. Śniła mi się Ada, że wzywa pomocy, a ja nie mogę jej pomóc. Obudziłem się cały mory. Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Mama również już nie spała. Krzątała się po kuchni przygotowując śniadanie. Kiedy spojrzała na mnie zapytała cichym głosem:
- Zły sen?
- Straszy.- poprawiłem. Podeszła do mnie i pogłaska po głowie. Kiedy zjadłem śniadanie i wypiłem kawę to trochę się orzeźwiłem. Pożegnałem się z mamą nakazując jej, aby na siebie uważała i nigdzie nie wychodziła w te upały.
- Uściskaj ode mnie Ada.- powiedziała, kiedy wychodziłem. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się. Matki one wszystko wiedzą. Pomyślałem.
Pod blokiem Ady byłem trochę wcześniej niż zwykle. Rozejrzałem się dookoła. Ulice były jeszcze puste. Czas urlopów. W pewnym momencie mój wzrok natrafił na coś nie typowego. Pomiędzy krzakami leżało coś na wzór ludzkiego ciała. Szybko wyszedłem z samochodu i skierowałem się w tamto miejsce. Ogarnęło mnie dziwne uczucie tak jakby lęk, przerażenie. Dziwne, bo byłem przyzwyczajony do tego typu sytuacji i nigdy mój organizm tak nie reagował. Czułem jak zaczynają mi drzeć ręce, a nogi stają się miękkie niczym z waty. Gdy dotarłem do tego miejsca, przez moment obraz w moich oczach stracił kontrast. Przed oczami stanął mi dzisiejszy sen. Potrząsnąłem głową próbując odgonić te złe myśli. Podszedłem jeszcze bliżej i doznałem całkowitego szoku. To ciało to była kobieta, blondynka. To była moja ADA.

Dziękije wszystkim za tak miłe komentarze. Pozdrawiam.

poniedziałek, 7 marca 2011

Anioł

Ada leżała na łóżku, a raczej na jego krańcu szamocząc się z kołdrą i cały czas krzycząc. Podszedłem do niej i delikatnie chwyciłem ją za ramiona. Natychmiast się obudziła.
- Spokojnie. To był tylko zły sen.- szepnąłem z uśmiechem.
Pokiwała głową i usiadła na łóżku wyswobadzając się objęć pokręconej kołdry.
Przez chwile siedziała w milczeniu, a następnie zapytała:
- Możesz mnie przytulić?
- No jasne.- odpowiedziałem i wyciągnąłem ku niej ręce.
Ada przysunęła się do mnie i mocno przytuliła. Czułem jaka jest zdenerwowana. Siedzieliśmy tak przez kilkanaście minut. W końcu zrozumiałem, że Ada usnęła. Nie chciałem jej budzić, więc zostałem razem z nią. Była już trochę spokojniejsza. Wsłuchałem się w jej rytm serca i zasnąłem.

***Ada***

Obudziłam się o 6 nadal przytulona do Maćka. Miałam wyrzuty sumienia, bo przeze mnie pewnie się nie wyspał. Ostrożnie wstałam z łóżka, aby jego nie obudzić. Jednak, kiedy odkleiłam się od niego stracił podparcie i fiknął do tyłu. Stłumiłam w sobie śmiech, bo wyglądało to komicznie. Szczęście, że nie poleciał do przodu, bo to było by bolesne. Okryłam go kołdrą i cichutko skierowałam się do drzwi. Wychodząc jeszcze raz się oglądnęłam i spojrzałam na Maćka. Wyglądał tak słodko, kiedy spał, że mimo woli uśmiechnęłam się do siebie. W kuchni chodziłam na palcach, aby nie obudzić Maćka. Przygotowałam śniadanie i zaparzyłam dwie kawy. Następnie podeszłam do okna i jak co dzień obserwowałam Warszawę. W śród licznych przechodniów wypatrzyłam dwie osoby. Zapewne byli parą. Można było to określić po ich zachowaniu. Zazdrościłam im tego szczęścia. Kochają się, więc są parą. Proste, a nie to co u nas. Kocham Maćka, ale czy on czuje to samo do mnie. Może tylko traktuje mnie jako dobrą przyjaciółkę, a te sytuacje były wynikiem działania adrenaliny. W końcu mamy bardzo nie przewidywalną pracę, a człowiek jest człowiekiem. Może mieć chwilę słabości.
- Dzieńdoberek.- do kuchni wszedł Maciek.
- Hej.- odpowiedziałam.
- Jak tam minęła noc.- zapytał przeciągając się.
- Przepraszam.- wyszeptałam.
- Za co?
- Za to, że przeze mnie się nie wyspałeś.
- Coś ty dawno nie miałem tak urozmaiconej nocy. A poza tym spędzić noc razem z partnerką. Bez cenne.- wypowiedział te słowa w taki sposób, że nie sposób było się nie uśmiechnąć.
- Nie pozwalaj sobie.- ostrzegłam go.
- A co mi zrobisz?- zapytał udając przestraszonego. Jak zwykle nabijał się ze mnie.
- Zobaczysz.- odpowiedziałam z dumą.
Zjedliśmy wspólnie śniadanie oglądając przy tym telewizję. W porannych wiadomościach oczywiście musieli powiedzieć o wczorajszej akcji. Maciek, kiedy zorientował się, że to o tym szybko zmienił kanał. Wiedziała, że zrobił to celowo, bo widział jak bardzo to przeżyłam, ale udałam, że tego nie zauważyłam.
Punktualnie o 8 nasze suzuki zaparkowało pod stołeczną. Udaliśmy się na górę. Po drodze spotkaliśmy Eryka.
- Cześć Ada. Dzień dobry panie komisarzu.- przywitał się.
- Hej.- odpowiedziałam. Maciek jak zwykle przyjął postawę niczym do ataku.
- Słyszałem, że mieliście wczoraj trudną akcję.- oznajmił.
- Przed tobą nic się nie ukryje.- tym razem głos zabrał Maciek.
- No nie należała do przyjemnych.- powiedziałam do Eryka karcąc przy tym Wolskiego.
- No dobra. Ja lecę, bo muszę dokończyć obróbkę portretu.
- Ok.
- Dlaczego jesteś dla niego taki nie miły?- zwróciłam się do Maćka.
- Bo mnie wkurza.
- Czym?
- Tym podlizywaniem się.
- Dalej o to chodzi.- powiedziałam z uśmiechem. Popatrzył się na mnie, ale nic nie dopowiedział.
Paulina nie miała dla nas żadnej sprawy za wyjątkiem jednej. Akta, akta i jeszcze raz akta. Po prostu sterta akt. Spojrzeliśmy na nią błagalnym wzrokiem.
- Przykro mi taka praca.- odpowiedziała i poszła do swojego gabinetu. Widocznie na nią takie sztuczki nie działają.
- To zapowiada się fantastyczna noc z aktami w roli głównej.- powiedział Maciek i usiadł na krześle.
- To może ja pójdę zrobić kawę.- zaproponowałam.
- No przyda nam się. Tylko dla mnie bez..- zaczął.
- bez cukru.- a ja dokończyłam. Pamiętam, przecież to było moje pierwsze polecenie do wykonania panie komisarzu.- powiedziałam z uśmiechem.
- O widzę, że pamięć pani podkomisarz to ma nie zawodną.
- Zgadza się.- przytaknęłam.
- Co za skromność.
- Biorę przykład z najlepszych.
- Że niby ze mnie?
- A kto tu jest królem komendy.- powiedziałam z trudem hamując śmiech.
- Czekaj co ty powiedziałaś?- zapytał wstając z krzesła.
- Że jesteś królem komendy.- powtórzyłam śmiejąc się.
- O pożałujesz tego.- powiedział to z tajemniczym uśmiechem, a następnie skierował się w moją stronę. Miał mnie już złapać, kiedy zrobiłam sprytny unik i schowałam się za szklanym planem Warszawy. W ten sposób mogłam obserwować wszystkie jego ruchy. Nasze zachowanie wyglądało jak zabawa w ku ku. Wszyscy funkcjonariusze patrzyli na nas z lekkim zdziwieniem. Zapewne to przedstawienie trwało by dalej gdyby nie przybycie pewnej osoby. Z windy wyłonił się Radwan. Ja go zauważyłam i w porę przywróciłam się do porządku, ale Maciek nie i myśląc, że się poddałam albo zagapiłam, skoczył na mnie tak, że wylądowaliśmy na podłodze centralnie przed Radwanem. Andrzej spojrzał na nas i pokręcił głową.
- Widzę, że nasz Król Maciuś I nigdy nie dorośnie.- skomentował to z taką dumą w głosie, że aż mi podskoczyło ciśnienie nie mówiąc już o Wolskim, w którym wszystko się gotowało.

No i coś tam jest. Mam nadzieję, że nie zaśniecie przy czytaniu ;)

sobota, 5 marca 2011

Koszmar

Wyszedłem z Adą na zewnątrz. Ostrożnie położyłem ją na trawie. Pod głowę wsadziłem jej swoją bluzę. Sam oparłem się o konar drzewa i czekałem na przyjazd karetki.
- Maciek.- powiedziała.
- Jestem tu. Już dobrze.
- To dobrze, chce mi się spać.- wyszeptała i zamknęła oczy.
- Nie Ada. Nie możesz.- niemal, że krzyknąłem. Doskoczyłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie. Na moment otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Nie zasypiaj- szepnąłem do niej z wymuszonym uśmiechem.
- Maciek, ale ja już nie mogę. Tak bardzo jestem zmęczona.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Tylko jedna rzecz przychodziła mi do głowy. Nachyliłem się nad Adą i pocałowałem ją, po czym szepnąłem:
- Ada nie możesz mnie zostawić. Musisz być przy mnie, ja Cie…-wtedy usłyszałem sygnały pogotowia. Odwróciłem głowę w tamtą stronę. Sanitariusze już biegli ku nam. Ada po moim geście trochę się orzeźwiła.

***Ada***

Wsadzili nas do karetki. Maciek trochę protestował, ale i tak go zmusili. Po licznych prośbach zgodzili się nie brać nas do szpitala na obserwacje, ale za to kazali nam przez pół godziny siedzieć z maskami tlenowymi na twarzy.
- Uroczo wyglądasz -powiedział Maciek ściągając maskę.
- Ty również.- odpowiedziałam.
- Co państwo robią. Proszę to założyć natychmiast.- skarcił nas jeden z medyków.
- Panie doktorze, ale my czujemy się świetnie.- powiedział Maciek.
- Rozumiem, że pan jest policjantem, ale teraz to ja wydaje polecenia.
- Proszę pana. Obiecuję, że teraz grzecznie pojedziemy do domu i będziemy odpoczywać.
- Yhy. Ja wiem jak policjanci potrafią odpoczywać. Mam jednego w rodzinie.
- Ale my jesteśmy inni, wyjątkowi.
Te słowa widocznie rozbawiły sanitariusza, bo tylko pokręcił głowa i zaczął się śmiać.
- Ok. Idźcie już idźcie.

Udaliśmy się w kierunku naszego suzuki. Maciek wyprzedził mnie i jak na dżentelmena przystało otworzył drzwi.
- Dzięki.- powiedziałam trochę zdziwiona.
- Proszeńki.- odpowiedział.

***Maciek***

- Ciężki dzień co księżniczko?- zapytałem.
- Nie da się ukryć.- odpowiedziała.
- Masz jeszcze siłę?- zapytałem.
- Pewnie, a co?- zapytała.
- Może skoczymy gdzieś?
- Czemu nie.- odpowiedziała.
Pojechaliśmy w moje ulubione miejsce. Była to mała restauracja. Często do niej przychodziłem, ponieważ czułem się tu jakoś tak swojsko. Może dlatego, ze kiedyś zabrał mnie tu mój ojciec. Byłem wtedy jeszcze małym chłopcem. Kiedy weszliśmy do środka Ada rozejrzała się dookoła i powiedziała:
- Przytulnie tutaj.
- Wiem. Bardzo lubię to miejsce.
- Zapraszasz tu swoje mamusie?- zapytała z nutką ironii w głosie.
- Nie. Akurat to miejsce trzymam dla wyjątkowych gości.
Spojrzała na mnie tak jakby z czułością i wydawało mi się, że chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała z tego. Przyglądałem jej się dokładnie i coraz bardziej uświadamiałem się w przekonaniu, że ona jest moja księżniczką z bajki, ale takiej współczesnej.
- To chodźmy.- zaproponowałem w końcu.
Usiedliśmy przy stoliku. Chwile po tym podszedł do nas kelner. Wybraliśmy danie z menu i złożyliśmy zamówienie. Przez ten czas, kiedy czekaliśmy na powrót kelnera myślałem nad tym, co dzisiaj się stało i co stało by się gdybym przyszedł kilka minut później. Zastanawiałem się co mogłem zrobić, aby do tego nie dopuścić.
- Nie myśl o tym. Było minęło.- z rozmyślań wyrwał mnie głos Ady. Popatrzyłem na nią. Uśmiechała się do mnie, więc odwzajemniłem uśmiech.
- Skąd wiedziałaś o czym myślę?- zapytałem.
- Wiesz. Po pierwsze jestem z policji, a po drugie studiowałam psychologie.- odpowiedziała z poważną miną.
- A no tak zapomniałem. Pani psycholog.- powiedziałem dokładnie akcentując ostatnie dwa słowa i za to oberwałem. Ada kopnęła mnie w nogę.
- To tak traktuje się swojego wybawcę?- zapytałem udając oburzonego.
- Jeśli sobie na to zasłuży to tak.- odparła ze śmiechem. W tej chwili przyszedł kelner z zamówionymi daniami, więc zabraliśmy się do jedzenia.


***Ada***

Szliśmy spacerkiem w stronę domu. Samochód musiał zostać przed restauracją, bo wypiliśmy po lampce wina. Noc była piękna, a przede wszystkim ciepła. Wiele osób wybrało się na wieczorny spacer. Doszliśmy pod mój blok.
- To ja lecę, bo jeszcze daleka droga przede mną.- powiedział Maciek.
- Jak chcesz to możesz u mnie przenocować. Będziesz miał blisko samochód.- zaproponowałam.
- W sumie. To nawet nie zły pomysł.- powiedział po chwili zastanowienia.
Udaliśmy się na górę. W duchu cieszyłam się, że Maciek się zgodził, bo nie chciałam być teraz sama. Ewy nie ma, bo wyjechała razem a chłopakiem na wakacje i zostałam sama.
Byliśmy tak wykończeni dzisiejszym dniem, że od razu położyliśmy się spać. Zasnęłam szybko, ale również szybko nawiedził mnie straszny koszmar.

***Maciek***

Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Ciągle dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie mogłem sobie darować, że naraziłem Adę na takie niebezpieczeństwo. Kiedy próbowałem zmusić się do snu usłyszałem krzyk Ady. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do jej pokoju.


Notka dedykowana jest dla jutrzejszej solenizantki. Wszystkiego najlepszego!

piątek, 4 marca 2011

Sen

Ta wielka plama krwi upewniła nas tylko w przekonaniu, że ktoś został tu zamordowany. Postanowiliśmy iść za tym tropem. Na samym końcu korytarza piwnicy znajdowały się drzwi. Złapałam za klamkę. Otworzyły się. Widok, który zobaczyłam razem z Wolskim będzie prześladował mnie do końca życia. To pomieszczenie wyglądało jak miejsce tortur. Wszędzie widniał czerwony barwnik, a gdzieniegdzie znajdowały się fragmenty ludzkiego ciała. Ten widok tak nami wstrząsnął, że straciliśmy czujność.
                                          

*** Maciek***

Kiedy zorientowałem się co się dzieje było już za późno. Ada leżała na ziemi. Stała za mną, więc to ją pierwszą zaatakował. Ty idioto jesteś policjantem powinieneś był coś takiego przewidzieć.- plułem sobie w brodę. Przez chwilę szamotałem się z nim. Kiedy zrozumiał, że tak łatwo mu ze mną nie pójdzie chwycił Adę i przyłożył jej nóż do gardła.
- Jeśli nie zrobisz tego co powiem to ona zginie!- krzyknął.
Stanąłem jak wryty. Byłem wściekły na siebie, że nie mogę nic zrobić.
- Właź tam- ruchem głowy wskazał to miejsce.
Wszedłem do tego pomieszczenie, które mi wskazał.
- Jak będziesz grzeczny, to twoja blondi będzie miała spokojną śmierć.- powiedział to w szyderczym uśmiechu po czym zatrzasnął drzwi.
- Spróbuj ja tylko dotknąć.- krzyknąłem szarpiąc za klamkę.
Nie zastanawiając się ani chwili wydobyłem z kieszeni swój zestaw „ małego włamywacza”. Uśmiechnąłem się mimo wolnie sam do siebie, bo przypomniałem sobie akcję z Adą, kiedy  użyłem tego po raz pierwszy. Zrobiła wtedy taka minę, że chyba nigdy jej nie zapomnę.
Zabrałem się do otwierania drzwi. Zajęło mi to kilka minut, ponieważ zamek był stary i wymagało to ode mnie większego skupienia. Super.- pomyślałem, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwierającego się zamka. Jednak moja radość nie trwała zbyt długo. Ten dureń nie był taki głupi. Zablokował czymś drzwi od zewnątrz. Po kilku próbach ich wywarzenia uświadomiłem sobie, że nic z tego nie będzie. Czułem się koszmarnie. Po raz pierwszy znalazłem się w takiej sytuacji, w której w ogóle nie wiedziałem co mam robić. Komórkę miałem rozładowaną, a radio zostało w samochodzie. Kiedy tak siedziałem pod drzwiami i zastanawiałem się robić poczułem jakiś dziwny zapach. Tak jakby gaz. Ta myśl przeraziła mnie już nie na żarty.




***Ada***

Ocknęłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Byłam związana. Rozejrzałam się dookoła. Przerażona zobaczyłam, że nie ma Maćka. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, kiedy odezwał się czyjś głos:
- Szukasz swojego kolegi?- zapytał śmiejąc się.
Szybko odwróciłam głowę w jego stronę.
- Nie zostało mu już dużo czasu.- oznajmił.- Tak jak i tobie.- dodał.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Po tym co zobaczyłam, różne scenariusze przychodziły mi do głowy. Bałam się, ale wiedziałam ze studiów, że w takich sytuacjach nie należy ukazywać strachu.
- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam spokojnym głos. Popatrzył się na mnie. Po jego ruchach i minie domyśliłam się , że zaskoczyłam go tym pytaniem.
- Sami się o to prosili.- krzyknął.
Nic na to nie odpowiedziałam. Zapadła cisza. Po kilku minutach mężczyzna spojrzał na mnie i zaczął mówić dalej, ale tym razem głosem cichszym i opanowanym.
- Kochałem ją jak wariat. Nie mogłem bez niej żyć, a ona mnie nie chciała. Wybrała jego. Tego śmiecia. Nie mogłem na nich patrzeć. Nie mogłem patrzeć na ich szczęście. Nie chciała być ze mną to pożałowała tego. Oboje tego pożałowali.
- Co im zrobiłeś?- cicho zadałam kolejne pytanie.
- Porwałem ich i przez dwa miesiące przetrzymywałem w piwnicy. Głodziłem, okaleczałem. Po prostu torturowałem. Te ostatnie dwa zdania wypowiedział z uśmiechem. Tak jakby był dumny z tego co zrobił.
- Ale co ci to dało?
- A gówno cię to obchodzi. Nie musze ci się spowiadać.- wybuchł nagle.
Odwróciłam głowę.
- No, ale obiecałem Twojemu koledze, że jeśli będzie grzeczny to postaram się, aby twoja śmierć była bezbolesna. Dotrzymał słowa, więc ja tez dotrzymam.- powiedział. Tym razem spokojnie. Podszedł do butli i ponownie zwrócił się do mnie:
- Za 5 minut ten zawór otworzy się automatycznie i wtedy sobie uśniesz już na zawsze.
Po tych słowach wyszedł. Patrzyłam przerażona na zegar odliczający czas.

***Maciek***

Musiałem szybko cos zrobić. Chodziłem w kółko próbując cos wymyślić. Wtedy moje oczy ujrzały okno. Na szczęście nie miało krat. Wybiłem szybę i jakoś przecisnąłem się na zewnątrz. Znalazłem się na podwórku. Czym prędzej skierowałem się do drzwi, bo wiedziałem, że życie Ady jest w wielkim niebezpieczeństwie. Wtedy z domu wybiegł ten psychopata. Nie zauważył mnie.
- Stój policja!- krzyknąłem. Odwrócił się w moją stronę .Miałem go na celowniku. Patrzyłem się na niego. Nie mogłem odczytać jego intencji. Wyciągnął broń. Byłem gotowy do strzału.
- Gdzie ona jest?- krzyknąłem.
- Zapadła w sen.- odpowiedział śmiejąc się, po czym strzelił sobie w głowę. Nawet nie sprawdzałem czy żyje. To było oczywiste. Wbiegłem do piwnicy. Czułem zapach gazu. W mojej głowie krążyły różne myśli. Im dłużej wdychałem ten zapach tym bardziej stawałem się senniejszy. W końcu doszedłem do jakiś drzwi. Jednym kopnięciem wywaliłem je i zobaczyłem Adę.

Przepraszam za taką długą przerwę, ale nie miałam czasu. Mam nadzieję, że spodoba Wam się notka. Pozdrawiam.