środa, 11 lipca 2012

Miłość ponad śmierć


Lekarz poinformował nas o stanie Huberta, który był bardzo ciężki. Pozostało nam tylko czekać i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ewa cały czas czuwała przy jego łóżku, a my na szpitalnym korytarzu.
- Będzie dobrze, prawda?- zapytałam szeptem Maćka.
- Yhy- otrzymałam taką odpowiedź, a następnie głowa mojego partnera spoczęła na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się w myślach, a następnie spojrzałam na zegarek. Wskazywał trzecią nad ranem. Około szóstej do szpitala przyjechali Paulina i Andrzej.
- Jak z nim?- zapytała Barska patrząc przez szybę na Huberta.
- Niedobrze.- odpowiedziałam.
- Ile już tutaj siedzicie?- to pytanie zadał Andrzej.
- No… jak tylko go tu przywieźli.- odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
- To jedźcie do domu, odpocznijcie. My tu posiedzimy.- rozkazał.
- No dobrze.- odparłam po chwilowym zastanowieniu i kiedy chciałam wstać, przypomniałam sobie o moim śpiącym na mym ramieniu partnerze. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam:
- Maciek…- otworzył oczy i nieco zdezorientowany zapytał:
- Co się dzieje?
Jedziecie do domu.- wyjaśnił Radwan.
Po kilku minutach jechaliśmy już naszym czarnym Suzuki. Oparłam głowę o szybę i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Ponownie przed oczyma stanęła mi ta scena, w której prawie że zginęłam. Jednak tym razem na miejscu Huberta znajdował się Maciek. Nie- krzyknęłam i momentalnie się obudziłam. Wyprostowałam się na siedzeniu i poczułam wzrok Maćka na mnie.
- Ada?- zwrócił się do mnie.- Wszystko ok.?- zapytał troskliwie.
- Tak.- szepnęłam. Popatrzyłam w szybę i po chwili powiedziałam:
- Możesz zawieźć mnie na komendę?- zapytałam. Wolski spojrzał na mnie pytająco. Nic nie odpowiedziałam tylko usilnie wpatrywałam się w szybę. W końcu poczułam, że Wolski z powrotem przeniósł wzrok na jezdnię. W aucie panowała cisza. Moje myśli cały czas krążyły wokół wydarzeń z dzisiejszego dnia. Na ziemię powróciłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że suzuki zaparkowało.
- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam zdziwiona, gdy przed sobą ujrzałam brzeg Wisły.
- Nad Wisłą.- wyjaśnił Maciek.
- A po co tu nas przywiozłeś?- dopytywałam się.
- Ponieważ bardzo lubię to miejsce. Z tej strony Warszawa wygląda lepiej, spokojniej, można wszystko sobie przemyśleć, nabrać sił z tą ponurą rzeczywistością.- odpowiedział wpatrując się w wodę.
Faktycznie, tak było. Widok na budzącą się do życia Warszawę był nie do opisania. Po kilkuminutowym wpatrywaniu się w te piękne widoki spojrzałam na komisarza.
- Masz racje. Pięknie tu.- powiedziałam. Wolski spojrzał na mnie i podszedł bliżej, objął mnie ramieniem a następnie mocno przytulił. W pewnej chwili zadzwoniła komórka Wolskiego. Odstąpiliśmy od siebie i Maciek sięgnął po telefon do kieszeni.
- Wolski, słucham.- powiedział przykładając urządzenie do ucha.- Aha. To świetnie. Zaraz tam będziemy. Dzięki za wiadomość. Na razie.- rzucił przy końcu, po czym się rozłączył i zwrócił do mnie:
- Dzwonił Andrzej. Hubert się wybudził.
- No to jedziemy.

Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Kiedy już wszystkiego się dowiedzieliśmy i byliśmy spokojni o życie Huberta postanowiliśmy wrócić do domu. Zmierzając do czarnego suzuki zaparkowanego na szpitalnym parkingu czułam, że coś jest nie tak, że coś złego zaraz się wydarzy.
- Ada co jest?- zapytał Wolski wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nic.- rzuciłam krótko.
- Przecież widzę. Mów co się dzieje.- nie dawał za wygraną. Zwrócił się w moją stronę i wzrokiem zmusił do powiedzenia całej prawdy.
- Mam złe przeczucia. Boję się, że coś złego się stanie, że to jeszcze nie koniec.- powiedziałam cicho przygotowując się, że zaraz usłyszę od Wolskiego coś w rodzaju „Panikujesz”. Jednak nic takiego z jego ust nie padło. Chwycił mnie za rękę i powiedział:
- Wszystko jest i będzie dobrze.


Kiedy już jechaliśmy naszym autem postanowiłam zadzwonić do Ewy. Włożyłam rękę do kieszeni, aby wyjąc telefon. Jednak jego tam nie znalazłam. Włożyłam do drugiej i również nic. Wolski widząc, że się tak kręcę zapytał:
- Szukasz czegoś?
- Komórki. Chyba ją zgubiłam.- wyjaśniłam rozglądając się dookoła mając nadzieję, że gdzieś tutaj wypadła.
- Wydaje mi się, że leży u mnie na biurku.- powiedział lekko się uśmiechając.
- A skąd ona się tam wzięła?- zapytałam z udawanym podejrzeniem.
- No położyłaś ją tam.- wyjaśnił z lekkim uśmiechem spoglądając na mnie.
- Ja?- drążyłam temat.
- Nie myślisz chyba, że ci ją ukradłem?- zapytał udając urażonego.
- No właśnie nic wiem, co mam myśleć.

Drocząc się tak dojechaliśmy na komendę.
- I proszę jest.- powiedział komisarz podając mi komórkę.- A tak nawiasem mówiąc to kim jest Kuba?- zapytał z uśmieszkiem.
- Grzebałeś w niej.- skomentowałam dając mu sójkę w bok.
- Jak możesz tak mówić?- zapytał z wyrzutem.



Naszą przyjacielską sprzeczkę, która trwałabym zapewne w nieskończoność przerwała wizyta kuriera, którego spotkaliśmy w drzwiach:
- Dzień dobry, paczka dla pana Huberta Długiego.- wyjaśnił cel swojej wizyty mężczyzna.
- Dzień Dobry.- odparliśmy chórkiem.- Co prawda kolegi nie ma, ale możemy za niego odebrać jeśli to nie problem.- zasugerował Wolski.
- Oczywiście. Proszę się tylko tutaj czytelnie podpisać.- mężczyzna podsunął Maćkowi kartkę papieru. Wolski złożył swój autograf, po czym oddał dokument.
- Dziękuję to wszystko. Miłego dnia życzę.- powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
- Dziękujemy i wzajemnie.

- Ciekawe co jest w środku?- zapytał Wolski oglądając pakunek z każdej strony.
- Nie nasz interes.- powiedziałam.
- No, ale można by tak ją sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś bomby na przykład.
- Wolski!- skarciłam go.
- Oj przecież tylko żartowałem.- wyjaśnił zeskakując z blatu biurka.
- Tak, tak oczywiście.
- To może jak już tutaj siedzimy, to napijemy się kawy?- zapytał Wolski odkładając paczkę na biurko.
- Ale ty robisz.- oznajmiłam.
- No dobrze poświęcę się dla dobra Ojczyzny.- zgodził się niezbyt zachwycony.
- Na pewno twój szlachetny cel zostanie doceniony.

Kiedy Maciek poszedł się poświęcać dla Ojczyzny, ja postanowiłam nieco ogarnąć nasze biurka, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Było to jakieś tykanie. Stanęłam w bezruchu, aby zlokalizować miejsce, z którego to dobiega. Wtedy mój wzrok spoczął na paczce.
- Maciek!- zawołałam przestraszona.
- Chwila to nie piekarnia!
- Maciek tu jest bomba!- krzyknęłam za drugim razem.
- Yhy a tu plaża.- usłyszałam rozbawiony głos partnera.- Chcesz się może ze mną poopalać?- zapytał. Nie odpowiedziałam. Moje ciało było sparaliżowane. Po kilku sekundach ponownie usłyszałam głos Maćka:
- Nie mów, że aż tak Cię onieśmieliła moja propozycja.- dodał już mniej rozbawiony.- Ada?- zapytał po chwili już poważnym głosem. W końcu zobaczyłam jego postać wyłaniającą się zza drzwi kuchni naszej komendy. Kiedy spojrzał na mnie i zobaczył, że nie żartuje, w ułamku sekundy znalazł się obok mnie.
- To tyka.- wyszeptałam. Wymieniliśmy przerażone spojrzenia, po czym Maciek chwycił mnie zza rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Jednak nie zdążyliśmy daleko uciec. Wolski jedynie zdążył mnie wypchnąć za drzwi naszego wydziału, kiedy rozległa się eksplozja. Wszystko zaczęło się trząść, sypać. Skuliłam się okrywając głowę rękoma. Kiedy wszystko ucichło z krzykiem i łzami w oczach zaczęłam szukać Maćka.
- Maciek!- krzyczałam poruszając się w śród gruzów. W końcu natknęłam się na komisarza. Leżał nieprzytomny, przygnieciony deskami. Szybko poodrzucałam te drewno i chwyciłam jego twarz w dłonie.
- Maciek...- wydukałam przez łzy.- Nie rób mi tego!- słyszysz.- Nie możesz mi tego zrobić!- krzyczałam. Nie wiem nawet kiedy pojawili się strażacy i ratownicy medyczni. Oderwali mnie od niego i wsadzili do osobnych karetek. Maćka od razu powieziono do szpitala, a mnie opatrzono w ambulansie. Gdy lekarz pomógł mi wyjść z karetki zobaczyłam wysiadających z samochodu Paulinę i Andrzeja. Od razu do mnie podbiegli.
- Paulina… Maciek…- wyszlochałam. Inspektor chwyciła mnie i mocno przytuliła.
- On z tego wyjdzie.- szepnęła mi do ucha.

Po dwugodzinnej operacji, która okazała się niezbędna i natychmiastowa, ponieważ silne uderzenie w brzuch spowodowało krwotok do jamy brzusznej przewieziono Maćka na OIOM. Mnie jako bliskiej znajomej pozwolono do niego wejść. Usiadłam na stołku obok łóżka. Przez pewien czas wpatrywałam się w niego w milczeniu, aż w końcu wyszeptałam:
- Proszę Cię, nie zostawiaj mnie.

Minął dzień, drugi. Maciek nadal leżał nieprzytomny. Lekarze cały czas powtarzali, że trzeba czekać. Barska i Radwan bezskuteczne próbowali wysłać mnie do domu. Wszyscy zamiast na komendzie siedzieli w szpitalu. Andrzej i Paulina jeździli tylko na jakieś poważne akcje, a resztę oddawali na zastępstwo.



Po kilku dniach mając opartą głowę o łóżko Maćka poczułam jakieś drgnięcie. Podniosłam się i spojrzałam na komisarza. Rozglądał się dookoła badając, gdzie się znajduje. Nie mogłam opisać swojej radości.
- No cześć.- powiedziałam w szerokim uśmiechu. Wolski spojrzał na mnie miną bez wyrazu, po czym zapytał:
- A kim ty jesteś?
Moje szczęście nagle się skończyło. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Maciek co ty…Maciek nie.
Patrzył na mnie przez moment, ale w końcu nie mógł i wybuchł śmiechem. Z jednej strony byłam szczęśliwa a z drugiej miałam ochotę go zabić za to, że mnie tak przestraszył.
- Jak mogłeś.- powiedziałam z wyrzutem.
- Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.- powiedział cały czas się uśmiechając. Odwzajemniłam uśmiech, po czym powiedziałam poważnie:
- Maciek, nawet nie wiesz jak bardzo się bałam. Nie wiem co bym zrobiła gdyby…
- Cii…- przerwał mi przykładając do moich ust palca. Wstałam z krzesła i nachyliwszy się nad jego twarzą cmoknęłam go w usta. Gdy chciałam się odsunąć, on mnie przytrzymał i mojego całusa przemienił w pocałunek.  Całowaliśmy się tam do momentu, w którym usłyszałam ciche, ale słyszalne jęknięcie Maćka. Odsunęłam się lekko od niego i szepnęłam:
- Przepraszam.
- Nic się nie stało.- powiedział mierzwiąc moje włosy, po czym spojrzał w moje oczy i ponownie przemówił:
- Kocham Cię księżniczko.
- Ja ciebie też.

KONIEC

Tak, więc jest oto ta notka. Jest ona zakończeniem historii naszych dzielnych policjantów w moim wydaniu. Bardzo chcę Wam podziękować, że byliście ze mną przez ponad rok i dzielnie czytaliście moje wypociny.
Pozdrawiam.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Gra o życie

Zamarliśmy. Nasze oczy wpatrywały się w ekran monitora, na którym widzieliśmy zakneblowaną Ewę.
- No Ewcia, chcesz coś powiedzieć swojemu kochanemu Hubertowi?- zapytał drwiąco Mocny i odkleił jej taśmę z ust. Ewa milczała patrząc się przed siebie, ale po chwili zaczęła mówić cichym głosem.
- Hubert kocham Cię i mimo że znamy się tak krótko, to nigdy nie zapomnę naszej pierwszej randki w teatrze. Było wspaniale.
- Dobra wystarczy, bo zaraz się wzruszę.- powiedział Mocny.- Teraz ja dodam od siebie parę słów do pana komisarza. Więc jak widzisz Długi ja nie rzucam słów na wiatr. Ty spieprzyłeś moje życie, to ja spieprzę Twoje. A żeby nie było, że jestem taki bezwzględny, to daję Ci dwie godziny czasu na jej uratowanie. Później ją zabiję. Kto wie, może przyślę Ci filmik.
Ta wypowiedź zakończyła nagranie.
- Cholera.- krzyknął Hubert odwracając się do nas plecami, a my nadal wpatrywaliśmy się w monitor. Ja również walczyłam ze swoimi emocjami. Odtwarzając sobie całe nagranie w głowie zatrzymałam się w pewnym momencie.
- Maciek puść to jeszcze raz.- rozkazałam.- posłusznie wykonał moje polecenie. Ponownie oglądnęliśmy nagranie do momentu, w którym Ewa mówi o randce w teatrze.
- Zatrzymaj!- krzyknęłam. Wolski spojrzał na mnie zaintrygowany.
- Byliście na randce w teatrze?- zapytałam Huberta.
- Nie.- odparł patrząc na mnie.
- Czyli Ewa w ten sposób chciała nam przekazać, gdzie ją przetrzymuję.
Maciek nic nie mówiąc złapał za telefon:
- Przywieźli już Młyńskiego na komendę? Tak ten ze złamaną ręką. To dawać mi go do pokoju.- rozkazał, po czym odłożył telefon.
- Ada, my idziemy go przesłuchać, a ty Hubert powiadom o wszystkim Barską.- rozkazał Wolski.


- Gdzie ona jest?- krzyknął Wolski, kładąc na blacie zdjęcie Ewy.
- Nie wiem. Nie znam jej.
- A to znasz?- rzucił nóż. Mężczyzna nie pewnie spojrzał na przedmiot, a potem na Maćka.
- Co znajomo wygląda?- zapytał komisarz nachylając się nad przesłuchiwanym.
- Mam podobny w domu.
- W domu?! Co ty chłopie pleciesz. Tym nożem zamordowano Adriana Podrodę ,a na monitoringu widać, że to ty podajesz ten nóż mocnemu. Pójdziesz siedzieć za współudział a jeszcze dojdzie Ci porwanie jej.
- Gdzie ona jest? Ja się pytam.
- Jak Ci laska zginęła, to może sprawdź w burdelu.
- Co ty powiedziałeś?- Wolski uderzył pięścią w stół przewracając dyktafon. Mikulksi lekko przerażony odchylił się do tyłu.
- Wolski spokojnie.- powiedziałam. Mój partner odszedł kawałek, a ja podeszłam do naszego przesłuchiwanego.
- Słuchaj radzę ci z nim tak nie pogrywać, bo on nie panuje nad sobą i jak się wkurzy, to może się to źle skończyć. Dla Ciebie oczywiście.- mężczyzna spojrzała na mnie niepewnie.
- Posłuchaj mojej rady i zacznij współpracować.- powiedziałam i spojrzałam na Maćka. Świetnie odgrywał swoją rolę
- Masz ostatnią szansę. Gdzie ona jest?!- zapytał, a raczej wykrzyczał Wolski tuż obok jego ucha.
- Mówił coś, że zabierze ją do jakiegoś opuszczonego budynku.- Młyński wypowiedział cieniutkim głosem.
- Mógłby być to teatr?- zapytałam.
- Chyba tak.
- Chyba?- zapytał gniewnie Maciek.
- Wspominał coś o ulicy teatralnej.
Spojrzeliśmy z Maćkiem po sobie i opuściliśmy pomieszczenie.
- I co?- zapytał Hubert.
- Zabawa w złego i dobrego glinę zawsze działa. Jedziemy na teatralną.- wyjaśnił Wolski.

Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Atecy byli w pogotowiu. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja z Maćkiem i Hubertem weszliśmy głównym wejściem, a Paulina i Andrzej bocznym. Z naładowaną bronią sprawdzaliśmy każde pomieszczenie. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk Ewy dobiegający z sali głównej. Wolski gestami powiedział nam co i jak. Mieliśmy otoczyć scenę i czekać na decyzję. Jednak, kiedy krzyki Ewy stały się coraz głośniejsze Hubert nie bacząc na niebezpieczeństwo wbiegł do środka.
- Hubert!- krzyknęłam półgłosem, lecz nie wiele to dało. Nie mając innego wyjścia pobiegłam za nim. Nagle usłyszałam strzał. Hubert upadł na ziemię. Przerażona rozejrzałam się wkoło. Nie było tam nikogo. W pewnej chwili usłyszałam szept:
- Blondi.
Odwróciłam się tak szybko jak tylko mogłam, ale jedyne co ujrzałam to zarys sylwetki mężczyzny mierzącego we mnie pistoletem. Nawet nie miałam czasu, aby pociągnąć za spust. Jedyne co uczyniłam, to zamknęłam oczy. Padł strzał. Czekałam na jakiś ból. Jednak niczego takiego nie odczułam. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam mocnego w kałuży krwi. Nad nim stał mój wybawca- Wolski bacznie mi się przyglądając. Mój chwilowy paraliż przerwał krzyk Ewy.
- Hubert!
Podbiegliśmy do niego. Był ranny w klatkę piersiową. Ewa dłońmi objęła jego twarz.
- Ada zrób coś!- krzyknęła szlochając. Ściągnęłam bluzę i przyłożyłam do rany próbując powstrzymać krwawienie. Maciek w tym czasie dzwonił po pogotowie.
Po kilku minutach przyjechała karetka. Ewa pojechała razem z Hubertem. Wpatrywałam się w oddalającą się karetkę przypominając sobie ostatnie wydarzenia, kiedy poczułam rękę Maćka na moim ramieniu. Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Dopiero teraz te wszystkie emocje zaczęły ze mnie wypływać. Te strzały krzyki, pełno krwi. Wszystko to miałam przed oczyma. I do tego ta myśl, że mogłam zginąć lub tak jak teraz Hubert walczyć o życie w szpitalu gdyby nie Wolski.
- Możesz mnie przytulić.- wydukałam. Wolski momentalnie objął mnie ramionami i mocno przytulił. Od razu poczułam się lepiej, tak spokojniej, bezpieczniej.

sobota, 10 marca 2012

Główna rola


W moich myślał przelatywały najgorsze określenia tego typa. Zbiegłem schodami w dół myśląc, że może jeszcze go dogonię. Jednak na zewnątrz nikogo nie było. Wyjąłem z kieszeni telefon. Nacisnąłem klawisz i… cholera bateria rozładowana. Wiedziałem, że teraz każda chwila się liczy, że muszę jak najszybciej zacząć poszukiwania Ewy. Po krótkim namyśle przypomniało mi się, że przecież tutaj nie daleko znajduje się osiedle, na którym mieszka Ada. Po kilkuminutowym poszukiwaniu znalazłem odpowiedzi numer mieszkania. Zadzwoniłem domofonem.
- Słucham?- zamiast Ady usłyszałem Wolskiego.
- To ja, Hubert.- powiedziałem.
- Hubert?- zapytał zdziwiony.- Wejdź.
Wszedłem do środka. Po kilkunastu sekundach stałem u progu mieszkania Ady.
- Co randka nie wypaliła?- zapytał wesoło Wolski.
- Ewa.- wydukałem.
- Wystawiła Cię?
- Porwał ją mocny.- wyksztusiłem w końcu.
- Co?- tym razem pytanie zadała przestraszona Ada.
- Odprowadziłem ją do domu, potem on do mnie zadzwonił, wróciłem, ale jej już nie było.- streściłem szybko przebieg wydarzeń.
- Co za…- zaczął Wolski.
- Jedziemy na komendę.- powiedziała Ada.


***Ada***

Po godzinie wszystkie patrole w całym mieście miały zdjęcie Ewy. Nic więcej na razie nie mogliśmy zrobić. Denerwowała mnie ta bezradność. Usiadłam na krześle przy swoim biurku, ale po kilku minutach wstałam i poszłam zrobić sobie kawę. Po chwili dołączył do mnie Wolski.
- Znajdziemy ją.- powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Wolski nic nie mówiąc objął mnie ramionami i mocno przytulił. Bardzo teraz tego potrzebowałam.
- Będzie dobrze.- szepnął mi do ucha.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie,  powróciłam do robienia kawy.
- Co z Hubertem?- zapytałam podając Maćkowi kubek.
- Obwinia się.
- Przecież to nie jego wina.
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale on uważa inaczej.- powiedział biorąc łyk kawy.
Naszą rozmowę przerwał Eryk:
- Są już wyniki analizy odcisków palców.- powiedział machając kartką papieru.- Nie zgadniecie do kogo należą.
- No dobra mistrzu dawaj co tam masz.-ponaglił go Maciek odkładając kubek na blat stołu, po czym wyrwał Erykowi kartkę.
- Marek Mikulski.- laborant wyprzedził komisarza.
- Pewny jesteś?- zapytał, spoglądając na Eryka.
- Na 100%
- Ok. Dzięki.- rzucił Wolski i skierował się ku drzwiom. Ja również poszłam w jego ślady.
- A i jeszcze jedno.- usłyszeliśmy. Eryk wybiegł za nami na schody.- Ten numer to jest na kartę, ale namierzyć go nie mogę. Widocznie zniszczył kartę SIM.
- Ok. tym razem, to jak się odezwałam.
Po pół godzinie byliśmy pod drzwiami Mikulskiego. Nacisnęłam dzwonek. Po chwili w drzwiach stanął nasz podejrzany.
- O dzień dobry państwu. I jak wiadomo już kto to zrobił?
- Jesteśmy niemalże pewni.- powiedział Wolski i założył mu kajdanki,
- Ale o co chodzi?- zapytał zdezorientowany.
- O ten tramwaj co nie chodzi.- odparł Wolski.
- Dowiesz się wszystkiego na komendzie.- wyjaśniłam.


- To dowiem się w końcu dlaczego tu jestem?- zapytał zdenerwowany.
- Ależ oczywiście. Już ci wszystko wyjaśniam.- powiedział Wolski.- Zobacz.- położył nóż na stole. Mężczyzna spojrzał na dany przedmiot i powiedział:
- No widzę, to jest nóż.
- A tak dokładniej, to jest nóż, którym ty zabiłeś Adriana Podrodę.
- Co?
- To. Mamy Twoje odciski palców.
- Przecież nie zabiłbym swojego kolegi.
- Niby dlaczego?
- Bo nie.
- Mało wiarygodne. Moje argumenty są mocniejsze i do tego mam dowody.
- Naprawdę go nie zabiłem, uwierzcie mi.
- To wytłumacz, co Twoje odciski robiły na tym nożu.
- No… może go wziął z naszej kuchni.
- Niby kiedy?- zapytał Wolski, a w tym czasie w drzwiach od pokoju przesłuchań pojawił się Hubert:
- Możecie na chwilkę?- zapytał. Wychodząc na korytarz Maciek zwrócił się do jednego z funkcjonariuszy:
- Zostań z nim.- głową wskazał na naszego przesłuchiwanego, po czym zwrócił się do Huberta:
- Co jest?
- Słuchajcie. On raczej mówi prawdę.- Wolski spojrzał na niego zdziwiony, ale czemu tu się dziwić, przecież taki scenariusz jaki nam przedstawił ten Mikulski wydaje się być mało prawdopodobny. Hubert widząc nasze miny zaczął kontynuować.- Udało nam się odzyskać nagrania z monitoringu i jest tam zapisane jak jeden z pracowników zbliża się i podaje coś Mocnemu.
- I co nie mamy jego odcisków palców?
- Nie, bo był w rękawiczkach. Sprząta tam.
- A masz jego adres?
- Tak, ale teraz to powinien być w pracy.
- To jedziemy.
- Poczekajcie, pojadę z wami.- powiedział Hubert.
- Nie. Zostań tu. Dokończ przesłuchiwanie tamtego.- powiedziałam.

Po kilkunasto minutowej jeździe samochodem byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. W drzwiach zatrzymał nas strażnik.
- Państwo to kto?- zapytał.
- Komenda stołeczna.- odpowiedział Wolski pokazując odznakę, po czym dodał:- Szukamy Wojtka…- przerwał i spojrzał na mnie.
- Młyńskiego.- dokończyłam.
- Dokładnie. Szukamy Wojtka Młyńskiego. Podobno tu pracuje.
- Tak. Już go wołam.- odparł mężczyzna, po czym wyjął telefon i wybrał numer.
Po kilku minutach czekania ujrzeliśmy zmierzającą ku nam postać.
- Państwo z policji do Ciebie.- powiedział strażnik, kiedy mężczyzna był już blisko nas. I się zaczęło. Nasz podejrzany obrócił się w mgnieniu oka i zaczął biec przed siebie długim korytarzem. Maciek ruszył za nim. Ja postanowiłam poszukać drugiego wyjścia. Wybiegłam na zewnątrz. Budynek był ogromny. Zaczęłam rozglądać się w około. W pewnej chwili zauważyłam, że otwiera się jedno z okien i wyskakuje z niego mężczyzna. Zaczęłam biec w tamto miejsce. W połowie byłam już pewna, że to nasz uciekinier. Zanim zdążył się podnieść byłam już na miejscu.
- Jesteś aresztowany.- powiedziałam, ale kiedy zauważyłam, że nie jest z nim wszystko w porządku zapytałam:
- Nic ci nie jest?
- Ręka mnie boli.- powiedział, a po chwili przybiegł do nas Wolski:
- I jak się udał skok na bandzi?- zapytał. Mężczyzna spojrzał na niego ze skrzywioną miną.
- Chyba rękę złamał.- powiedziałam.
- No i po co było bawić się w Małysza?- powiedział wyciągając komórkę z kieszeni.
- Gdzie dzwonisz?- zapytałam.
- No po pogotowie, przecież nie weźmiemy chłopaka w takim stanie.
Gdy karetka zabrała Młyńskiego do szpitala, my udaliśmy się na komendę. Wchodząc na wydział Wolski zwrócił się do jednego z policjanta:
- Adaś, weź pojedź po naszego skoczka do szpitala.- mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony.
- To znaczy po…Ada?- popatrzył na mnie.
- Po Wojciecha Młyńskiego.
- No właśnie.
- Dobra.- potwierdził., po czym odszedł.
- Coś Ci pamięć szwankuje.- powiedziałam.
- Nie, to nie to.- zaprzeczył.
- A co?
- Po prostu zostawiam sobie miejsce na inne ciekawsze rzeczy.
- Jakie?- zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi, bo przerwał nam kurier:
- Przepraszam, mam przesyłkę dla pana Huberta Długiego.- powiedział.
- To tamten.
Kiedy kurier wyszedł podeszliśmy do Huberta.
- Co tam dostałem?- zapytał Wolski.
- Płytę.- oznajmił i włożył ją do komputera. Na monitorze pojawiło się nagranie, w którym główna rolę odgrywała Ewa.



czwartek, 1 marca 2012

Zabawa w detektywa

- Skąd masz mój numer?!- krzyknąłem do telefonu.
- Od kolegi.- oznajmił drwiąco.
- Dopadnę Cię!
- Czekam z niecierpliwością.- powiedział ironicznie, po czym się rozłączył.
Schowałem telefon do kieszeni, a przede mną pojawił Wolski z Adą.
- To on?- zapytał.
- Tak.- odparłem.
- Eryk?- zwrócił się Wolski do laboranta. Mężczyzna powiedział coś do jednego z techników, po czym podszedł do nas.
- W czym mogę służyć?- zapytał.
- Sprawdź ten numer.- powiedział Maciek podając mu telefon.
- Ok.- laborant wziął przedmiot i oddalił się.
- A wracając do Ciebie- spojrzał na mnie.-To trzeba załatwić Ci ochronę.
- Chyba śnisz.- skomentowałem bez namysłu.- Policja ma ochraniać policjanta?- zobacz jak to wygląda.
- Nie ważne jak to wygląda. On chce się zemścić.
- Poradzę sobie.

***Ada***

Wróciliśmy na komendę. Barska również uważała, że Hubert powinien dostać ochronę. Jednak on stanowczo obstawał przy swoim. Wszystkie analizy dotyczące tej sprawy miały być dopiero na jutro, więc Paulina kazała nam jechać do domu. W trójkę udaliśmy się do naszego suzuki. Razem z Maćkiem próbowaliśmy jeszcze przekonać Huberta, aby zgodził się na ochronę, jednak nie wiele to dało. Naszą rozmowę przerwał telefon Huberta:
- Słucham?- powiedział do słuchawki.- O Ewa.- na to imię spojrzeliśmy na siebie z Maćkiem, ale nic nie mówiąc postanowiliśmy posłuchać dalszej rozmowy.- Jak się cieszę, że dzwonisz. Właśnie miałem to samo uczynić.
Po kilku minutach Hubert rozłączył się i wtedy do akcji wkroczył Wolski. Nie ukrywam, że sama byłam ciekawa, o jaką dziewczynę chodzi, bo coś mi mówiło, że jest to moja Ewka.
- A co to za Ewa?- zapytał Wolski.
- Nie znam jej za dobrze.- odparł i zaczął kontynuować swoja wypowiedź.- Poznałem ją dzisiaj rano, kiedy szedłem na komendę. Ktoś na nią napadł. Pomogłem jej. Wiem jedynie, że jest fotoreporterką.- Te ostatnie słowo sprawiło, że ponownie popatrzyliśmy na siebie. Byliśmy już niemalże pewni, że chodzi o osobę, którą bardzo dobrze znamy.
- A Maciek, podrzuć mnie pod jakąś kawiarnie.- powiedział.
- Się robi.
Kiedy Hubert znikł za drzwiami kwiaciarni. Wolski spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem i rzekł:
- Idziemy za nim?
- Czy ja wiem?- zapytałam, mimo że bardzo chciałam wiedzieć, czy chodzi o tą Ewę.
- No daj spokój. Będziemy wiedzieć na czym stoimy, a nie snuć domysły.
- W sumie masz rację.
- W sumie, czy w różnicy ja zawsze mam rację.
Maciek zaparkował na pobliskim parkingu. Poczekaliśmy chwile, aż Hubert wyjdzie i nieco się oddali, po czym wysiedliśmy z samochodu. Szliśmy za nim przez park. W pewnym momencie nasz obserwowany zatrzymał się i spojrzał za siebie. Aby uniknąć zdemaskowania zareagowałam bardzo szybko. Pchnęłam Wolskiego w pobliskie zarośla i po chwili usłyszałam jakiś chlupot.
- Spójrz Co żeś narobiła?- usłyszałam. Wolski siedział w błocie ubrudzony od stóp do głów niczym małe dziecko. Zaśmiałam się cicho.
- Bardzo śmieszne.- powiedział z wyrzutem.
- Przecież musiałam coś zrobić. Zauważył by nas.- wytłumaczyłam z uśmiechem na twarzy.
- To pomóż mi chociaż wstać.- powiedział wyciągając rękę. Nie wyczułam tu żadnego podstępu i bez wahania podałam mu dłoń. On natomiast wykorzystując okazje z uśmiechem od ucha do uch pociągnął mnie do siebie tak, że wylądowałam tuż obok niego.
- Ty wredoto.- powiedziałam. Chciałam, aby zabrzmiało to groźnie, ale jakoś w ogóle mnie to nie denerwowało. Wprost przeciwnie. Bawiłam się świetnie.
- Teraz, to na pewno nikt nas nie rozpozna. Jesteśmy doskonale zakamuflowani.- powiedziałam.
- Podczas tropienia dobry kamuflaż, to postawa.
Cali w błocie wygramoliliśmy się zza tych krzaków. I wtedy nasze przypuszczenia się potwierdziły. Zobaczyliśmy Huberta i Ewę razem.
- To misja zakończona.- skomentował Wolski.
- Dobrze, że niedaleko jest moje osiedle.- powiedziałam.
Udaliśmy się do mojego mieszkania, co prawda mijający nas przechodnie przyglądali się nam ze zdziwieniem, ale jakoś to przeżyliśmy.
- Patrz jaki zbieg okoliczności.- odezwał się Wolski, kiedy wchodziliśmy do klatki.- Mój kolega, Twoja przyjaciółka razem.- zamyślił się.
- Życie niesie ze sobą różne niespodzianki.
- Niekiedy trzeba mu w tym pomóc.- powiedział.
Weszliśmy do mieszkania.
- To poczekaj chwilkę, ja szybko się przebiorę, a później pomyślimy co zrobić z Tobą.
- Dobra, ale szybko, bo jak to wyschnie, to będę niczym rzeźba.
- Wtedy postawie sobie Ciebie  w salonie.
Wpadłam szybko do łazienki, zmyłam z siebie błoto i założyłam dresy.
- I jak tam?- zapytałam wychodząc.
- Zaczynam się kruszyć.
- No to rozbieraj się.
- Słucham?
- Nie mów, że się mnie wstydzisz?
- Ja się nie wstędze. Po prostu martwię się, czy nie doznasz szoku, kiedy zobaczysz mnie w samych bokserkach.
- Dziękują za Twoją troskę, ale jakoś to przeżyję.
Wolski posłusznie ściągnął zabrudzone urania.
- I co, mam teraz tak stać?
- Nie no idź się umyj, a ja może coś ci znajdę.
- Tylko nie sukienkę.
- A spódniczka może być?


***Hubert***

Czekałem pod blokiem Ewy. Czułem się jakoś dziwnie. W głowie cały czas miałem obraz jej twarzy, kiedy usłyszałem jej głos:
- Hubert.- powiedziała łagodnym tonem. Natychmiast do niej podszedłem.
- Cześć.- powiedziałem całując ja w policzek.- To dla Ciebie.- wręczyłem jej bukiet kwiatów.
- Dziękuję, są śliczne.
- A jak się czujesz?
- Dobrze.
Razem z Ewą spędziliśmy miły wieczór. Zjedliśmy kolację i poszliśmy na spacer. Będąc razem czuliśmy się tak swobodnie jakbyśmy znali się od dawna.  Potem odprowadziłem ją do domu. Umówiliśmy się, że spotkamy się jutro.
Wracałem do domu, kiedy ponownie rozdzwoniła się moja Komorka. Myślałem, że to Ewa, ale się myliłem.
- Słucham?- powiedziałem.
- Ładną masz lalunie. Na twoim miejscu bym ją lepiej pilnował, bo może stać jej się coś złego o ile już się nie stało.- usłyszałem znajomy, ale jakże znienawidzony głos.
- Jeśli ją dotkniesz, to obiecuje ci, że cię zabiję.- wycedziłem, a następnie pobiegłem do mieszkania Ewy. Domofonu nikt nie odbierał. Na szczęście ktoś akurat wychodził, więc wszedłem do środka. Przed drzwiami na wycieraczce znalazłem rozrzucone kwiaty, które dałem Ewie, a w nich karteczkę z napisem: Spóźniłeś się. Gra się już zaczęła.

sobota, 25 lutego 2012

Rycerz

***Ewa***

Jak co dzień rano wyszłam do pracy. Szłam przez park rozmyślając nad wywiadem, który dzisiaj miałam przeprowadzić. Z racji, że była dość wczesna pora, minęłam tylko kilka osób, które zapewne tak jak ja kierowały się do pracy. W pewnej chwili coś usłyszałam. Odwróciłam się. Postać dość wysokiej postury wpadła na mnie i szarpnęłam moją torebkę, ale ja jej nie puściłam. Trzymałam ją z całych sił i zaczęłam krzyczeć: Pomocy! Złodziej! Ratunku!. Na moje szczęście ktoś tu był. Usłyszałam głos zbliżającego się mężczyzny: Stój policja! Te słowa podziałały na tego człowieka z którym szarpałam się o moją torebkę jak płachta na byka. Zdenerwowany tym, że tuż za nim jest policja uderzył mnie w twarz, po czym uciekł. Upadłam  na ziemię. Po chwili dobiegł do mnie ten policjant:
- Wszystko w porządku?- zapytał szybko.
- Tak.- odpowiedziałam oszołomiona wstając. Mężczyzna nie do końca był przekonany co do moich zapewnień.
- Zaczeka tu z nią pani?- zwrócił się do jakiejś kobiety. Nawet nie zauważyłam, że ktoś tu jeszcze jest. Kobieta pokiwała głową a wysoki i dość przystojny brunet pobiegł w kierunku, w którym uciekł napastnik. Usiadłam na ławce. Starsza pani pomogła mi się jakoś ogarnąć i starała się mnie jakoś uspokoić. Po jakichś pięciu minutach  zauważyłam wracającego policjanta niosącego moją torebkę. Nie wiem dlaczego, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech i to nie dlatego że odzyskałam swoją torebkę. Brunet podszedł bliżej i powiedział:
- Zwiał, ale torebkę wyrzucił. Proszę sprawdzić, czy wszystko jest.- podał mi torebkę. Poszperałam w niej przez chwile.
 - Chyba wszystko jest. Dziękuję.- odpowiedziałam podnosząc wzrok. Mężczyzna cały czas patrzył na mnie.
- To ja już pójdę.- odezwała się kobieta, która stała obok nas.
- Dziękuję bardzo.- powiedziałam, na co kobieta odpowiedziała serdecznym babcinym  uśmiechem. Kiedy odprowadziliśmy wzrokiem miła starszą panią ponownie usłyszałam głos mojego wybawcy. Chyba mogę o nim tak powiedzieć, bo kto wie co by się stało gdyby się nie pojawił.
- Na pewno nic Ci..przepraszam pani nie jest?
- Na pewno.- odparłam z uśmiechem.- I nic się nie stało. Ewa jestem.- dodałam.
- Hubert.- przedstawił się.
- To może Cie odprowadzę? Dokąd zmierzałaś?- zapytał uśmiechając się.
- Do pracy.
- A gdzie pracujesz?
- Przepraszam, czy to jest przesłuchanie?
- Oj przepraszam.- zmieszał się.- Nie chciałem, aby tak to zabrzmiało.
- Spokojnie żartowałam, a poza tym, to już się do tego przyzwyczaiłam, bo mam paru znajomych w policji.
- Ciekawe…


***Maciek***

- Kogo?-  zapytałem rutynowo.
- Porucznika Adriana Podrodę.
Popatrzyliśmy z Adą po sobie, a następnie spojrzeliśmy na Barską czekając na dalsze wyjaśnienia.
-  Z Aresztu Śledczego na Mokotowie jeden z więźniów wydostał się z celi.
- Jak?- zapytałem przerywając Barskiej.
- Tego nie wiadomo.- odpowiedziała Paulina na moje pytanie, po czym zaczęła kontynuować-  Jeden z funkcjonariuszy chciał go zatrzymać. Dostał kilkanaście ciosów nożem. Wykrwawił się na śmierć, a skazany zbiegł.
- A gdzie był drugi strażnik?
- W toalecie.- odpowiedziała.
- Niczego nie słyszał?- zapytała Ada.
 Barska pokręciła przecząco głową.
- Pewnie był skupiony na innych czynnościach.- powiedziałem.
- A ten zbieg jak się nazywa?
- Krzysztof Pawliczek. Pseudonim „Mocny”.
Skąd ja znam to nazwisko?- pomyślałem, ale nie było teraz czasu, aby nad tym się zastanawiać.
- No to  jedziemy.- podsumowałem.
Wyszliśmy z gabinetu inspektor i kierowaliśmy się do wyjścia, kiedy zauważyłem Huberta.
- O stary dobrze, że jesteś. Mamy zabójstwo. Zbieraj się.- powiedziałem biorąc kurtkę, po czym skierowałem się ku drzwiom. Schodząc po schodach tuż za Adą, zauważyłem, że nikt za mną nie idzie.
- Idzie, czy nie idzie?- zapytałem zatrzymując się na schodach.
- To może idź po niego.- doradziła Ada.
- W takim tempie, to dojedziemy tam jutro.- skomentowałem i wróciłem się na górę. Wszedłem na wydział i zastałem Huberta w tym samym miejscu, co przed pięcioma minutami.
- Ej zakochany książę obudź się.- powiedziałem.
- Co?- zapytał zaskoczony.
- Pstro. Zbieraj się, mamy sprawę.
W aucie streściliśmy wszystko Hubertowi.
- A jak się nazywa tez zbieg?- zapytał na koniec.
- Krzysztof Pawliczek. Pseudonim :Mocny”- wyjaśniłem i mina Huberta sprawiła, że przypomniało mi się skąd znam tego gościa.
- To ten…- zacząłem.
- Tak.
- Znacie go?- zapytała Ada. Nic o nim nie wiedziała, bo niby skąd, przecież jeszcze wtedy nie pracowała w policji.
- Szef gangu handlującego ludźmi. Zamordował dziesięć osób. Pięciu mężczyzn, trzy kobiety oraz dwoje dzieci.- wytłumaczył Hubert, a mnie przypomniała się ta akcja z jego aresztowaniem, jego słowa skierowane do Huberta:” Znajdę Cię psie, popamiętasz mnie”

***Ada***

Na miejscu byliśmy po piętnastu minutach. Ciało funkcjonariusza właśnie było wkładane do worka, więc widzieliśmy je tylko przez moment. Po rozmowie z Piotrem, który powiedział nam to samo, co Barska poszłam do jak zwykle zajętego szukaniem dowodów i dowodzików Eryka.
- Hej.
- Hej Ada. Miło Cię widzieć.- przywitał mnie jak zwykle z szerokim uśmiechem.
- Macie coś?
- Mamy nóż.
- No, ale chyba wiemy czyje będą na nim odciski palców.
- Niby tak, ale chyba warto sprawdzić.
- I co tam gołąbeczki mamy coś?- zapytał nas Wolski.
- Zawsze coś się ma.- odpowiedział Eryk.

***Hubert***

Rozmawiałem a raczej próbowałem rozmawiać z jednym z więźniów, który mógł coś widzieć, kiedy zaczęłam dzwonić moja komórka. Wyjąłem ją z kieszeni. Numer był nie znany.
-Słucham?- powiedziałem do telefonu.
- Pamiętasz mnie?
- Mocny?
- Brawo.


piątek, 17 lutego 2012

Razem, ale osobno


***Ada***

Maciek zawiózł mnie do Tarnowa, a dokładniej pod same drzwi domu. Podróż, mimo że trwała cztery godziny minęła dość szybko. Chciałam zmienić Wolskiego, ale on uparł się, że sam da sobie świetnie radę, nie jest zmęczony. Nie chciałam, aby wracał po nocy, więc zaproponowałam żeby został. Zgodził się dość szybko, bo nasza konwersacja zajęła nam jedynie dziesięć minut. Potem stanęliśmy przed drzwiami mojego rodzinnego domu:
- Ada? Ale niespodzianka! W końcu sobie przypomniałaś, że masz siostrę.- usłyszałam na wstępie od mojej siostry.
- Wiem, wiem długo mnie nie było.- powiedziałam. Kiedy już się poprzytulałyśmy i Majka uwierzyła, że naprawdę tu jestem przyszedł czas na przedstawienie gościa.
- A ten przystojny pan, to kto?- zapytała Majka zerkając na Wolskiego.
- To jest komisarz Maciej Wolski, mój partner.
- Ale życiowy, czy z pracy?- zapytała rzucając mi tajemniczy uśmiech.
- Z pracy.- wyjaśniłam dobitnie.
- No dobra, to chodźcie do domu. Nie będziemy tak tu stać.
Weszliśmy do środka.
- Nie ma Artura?- zapytałam.
- Jest. Zaraz go zawołam.- powiedziała i udała się w kierunku schodów. Po kilku sekundach dobiegł do nas głos:
- Artur chodź! Policja nas odwiedziła.
Wolski spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Oto właśnie moja siostra.
- Szczera.
- I to bardzo. Obawiam się, że będziesz miał konkurencje.
- E tam… Mnie nikt nie przebije.
- Oczywiście.
Po kolacji i bardzo długiej rozmowie postanowiliśmy pójść już spać. Na szczęście moja siostra uwierzyła, że nie jesteśmy razem i pościeliła nam w osobnych lecz bardzo blisko siebie leżących pokojach, mówiąc, że robi to tak „na wszelki wypadek”.
Zasnęłam bardzo szybko. Fakt byłam zmęczona podrożą i wydarzeniami z dworca, ale główną rolę odgrywało to, że spałam na swoim łóżku, w swoim pokoju i w swoim domu. Około ósmej obudził mnie jakiś jęk dobiegający z sąsiedniego pokoju. Wstałam sprawdzić, co to. Wolski był już na nogach.
- Co się stało?- zapytałam patrząc na partnera, który opierał się o ścianę i wyciągał sobie coś ze stopy.
- Nic, nie zauważyłem, że na podłodze stoi kaktus.- odpowiedział krzywiąc się.
- Wszedłeś w niego?- zapytałam powstrzymując śmiech.
- Tak.
- Bardzo ucierpiał?
- Nie, mam tylko kilka kolców… zaraz… ty pytasz się o kaktusa?
- Tak.
- Martwisz się o kwiatka?
- Oj tylko tak z Tobą żartowałam. Usiądź sobie, a ja idę po pęsetę.
- Będzie boleć?
- Tylko troszeczkę, ale przecież duży z ciebie chłopczyk.
Po skończeniu „operacji” dokonanej na Wolskim zeszliśmy na śniadanko.
- Co tam się u Was działo nad ranem?- zapytała Majka z ironicznym uśmiechem.
- Nieszczęśliwy wypadek.- odpowiedziałam nie zdradzając więcej szczegółów.
Po śniadaniu poszliśmy na spacer. Zaprowadziłam Maćka nad jezioro. Bardzo lubię to miejsce.
- Fajne miejsce.- powiedział Wolski. Tylko tyle?- pomyślałam, ale cóż mężczyźni nie potrafią dostrzec piękna. Dla nich jezioro to woda i tyle.
- Tak. Bardzo je lubię. Rodzice zawsze z nami to przychodzili.
- Pewnie mile spędzaliście tu czas.- powiedział Wolski dość niepewnie po krótkiej chwili.
- Tak.- uśmiechnęłam się sama do siebie wspominając tamte chwile. Weszłam na niewielki mostek i zaczęłam wpatrywać się w spokojną toń wody. Wolski podszedł do mnie, podniósł jeden z kamieni i rzucił w wodę robiąc tzw. „kaczki”.
- Nieźle- skomentowałam.- Ale mistrza nie pokonasz.- dodałam rzucając kamieniem.
Pobyt Wolskiego nieco się przedłużył. Został do końca mojego urlopu, więc do Warszawy również wróciliśmy razem.

Budzik zadzwonił punkt szósta. Wstałam, zrobiłam to co zwykle i zeszłam na dół. Czarne Suzuki już czekało wraz z moim partnerem.
- Hej.- powiedziałam siadając na miejscu pasażera.
- Cześć mistrzyni „kaczek”- usłyszałam.
- Czyżbyś był zazdrosny?- zapytałam z uśmiechem.
- Niby o co?
- Że nie we wszystkim jesteś najlepszy.
- Coś ty.
Pod komendą spotkaliśmy Eryka.
- Cześć Eryk!- krzyknęłam. Laborant odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- O cześć Ada.- odpowiedział cmokając mnie  w policzek.
- Witam pana komisarza.- zwrócił się do Maćka, który piorunował go spojrzeniem.
- Jak tam urlop?
- Super.
- Ada jest mistrzynią w rzucaniu „kaczek”- wtrącił Wolski szczerząc do mnie ząbki.
- Naprawdę? To ekstra. Jak byłem mały to zawsze z dziadkiem chodziłem nad rzekę…
- Tak, tak na pewno jest to bardzo interesujące, ale zaraz się spóźnimy do pracy.- powiedział Wolski.
Kiedy nasze nogi przekroczyły próg komendy usłyszeliśmy nasze imiona:
- Ada, Maciek proszę do mnie.
- Co jest?- zapytał Wolski, kiedy siedzieliśmy w gabinecie inspektor.
- Zabójstwo.




piątek, 10 lutego 2012

Przyjaźń czy Miłość?

***Ada***

Spawa dotycząca morderstw i kradzieży samochodów wraz z moim porwaniem została zamknięta i schowana do archiwum. Wszystkie gazety, oprócz redakcji Ewy pisały o tej sprawie, nie pomijając szczegółowego opisu mojego udziału. Wolski jakimś cudem w tej kwestii trzymał język za zębami. Tylko raz napomknął, że jestem sławna, ale nie było w tym żadnej ironii ani ukrytego znaczenia. Barska po całej tej akcji stała się dla mnie jeszcze bardziej milsza, a raczej nadopiekuńcza. Nadal obwiniała siebie o moje porwanie, mimo że milion razy jej tłumaczyłam, że to jest niczyja wina. Podejrzewam, że Wolski coś tu namącił, ale do niczego się nie przyznawał. Paulina nawet wysyłała mnie na urlop. Na początku nie chciałam, ale po namyśle stwierdziłam, że jest to nawet całkiem niezły pomysł. Już prawie rok jak nie widziałam się z siostrą. Postanowiłam, że czas to naprawić. Skończyłam wypełniać akta i poszłam powiedzieć o tym Barskiej.  Bardzo się ucieszyła, że w końcu pomyślałam o sobie. Kiedy opuszczałam jej gabinet usłyszałam za plecami:
- Miłego urlopu!
- Dziękuję.- odpowiedziałam uśmiechając się. Ledwo, co zamknęłam drzwi od gabinetu inspektor napadł na mnie Wolski z falą pytań:
- Wybierasz się gdzieś?
- Tak.
- I nic mi nie powiedziałaś?
- Właśnie miałam to zrobić.
- Dlaczego ja zawsze się dowiaduję wszystkiego ostatni.
- Nie jesteś ostatni, tylko przedostatni.- sprostowałam jego wypowiedź z uśmiechem na twarzy.
- Tak, to robi wielką różnicę.- podsumował, a po chwili na nasz wydział wszedł Hubert.
- Witam państwa. Co nowego w naszym świecie? Ada spakowana?- zwrócił się do mnie.
- Jeszcze nie. Właśnie lecę do domu, bo za godzinę mam autobus do Tarnowa.- powiedziałam biorąc kurtkę z krzesła.
- To życzę miłego urlopu.
- Dziękuję i do zobaczenia za tydzień.- rzekłam, po czym skierowałam się do wyjścia.

***Maciek***

- Powiedz mi, dlaczego ty tu jeszcze jesteś?- usłyszałem Huberta.
- A gdzie mam być?- zapytałem wymijająco, bo dobrze wiedziałem o co jemu chodzi.
- Na pewno nie tu.
- Hubert daj spokój. Mam dużo pracy.
- Dobra jak chcesz, ale ja na Twoim miejscu…
- No co zrobiłbyś na moim miejscu?- przerwałem mu zdenerwowany.
- Naprawdę nie wiesz, czy udajesz takiego idiotę?! Stary ja Ciebie nie rozumiem. Dwa dni temu byłeś gotów postawić na nogi policję z całego świata, aby znaleźć Adę, a teraz co? Nic Cię ona nie obchodzi?
- To nie tak.- wycedziłem przez zęby.
- A jak?
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Czyżby?
- Tak! Tak postanowiliśmy.
- A no dobra. Skoro macie takie postanowienie i zamierzacie w nim trwać to ok. Ja się nie mieszam.
- I bardzo dobrze.
- Idę do domu. Idziesz?
- Jeszcze nie.
Hubert poszedł do domu. Barska też szybciej wyszła, bo szła z Andrzejem do kina, więc zostałem sam. Myślałem nad tym, co powiedział mi Hubert. Nie byłem do tego przekonany, ale postanowiłem, że chociaż przeproszę Adę za moje dzisiejsze zachowanie. Spojrzałem na zegarek. Była za piętnaście ósma, więc postanowiłem, że pojadę prosto na dworzec PKS. Dojechałem tam w pięć minut, bo jechałem na sygnale. Wiem, że tak nie powinno się robić, ale to była wyjątkowa sytuacja.

***Ada***

Z komendy od razu skierowałam się do domu. Nie do końca rozumiałam zachowanie Maćka, przecież nic się nie stało. Zrobił aferę o to, że dowiedział się trochę później o moim urlopie. W zamyśleniu doszłam na moje osiedle. Weszłam do mieszkania. Ewy jeszcze nie było, więc napisałam jej kartkę i poszłam się spakować. Po piętnastu minutach byłam już gotowa. Udałam się na PKS. Kupiłam bilety i szłam do miejsca, z którego miał odjeżdżać mój autobus. W pewnym momencie zauważyłam kobietę w ciąży. Nie wyglądała zbyt dobrze. Postanowiłam, że podejdę do niej, zapytam się, czy wszystko w porządku. Kiedy przedarłam się przez tłum idących osób straciłam ją z oczu, ale usłyszałam jakiś krzyk. Dobiegał z toalety. Weszłam tam i zobaczyłam ta kobietę zgiętą w pół. Podbiegłam do niej.
- Co się dzieje?- zapytałam.
- Chyba się zaczęło?
- A który to miesiąc?
- Dziewiąty.
- Aha.- odpowiedziałam. Tylko bez paniki.- pomyślałam i złapałam za telefon i właśnie w tym momencie zaczął dzwonić.
- Słucham!- krzyknęłam do słuchawki. Nie zdążyłam nawet zobaczyć kto to.
- Ada, gdzie jesteś?- usłyszałam głos partnera, ale nie mogłam pozbierać myśli.
- W toalecie. Maciek nie mogę gadać. Muszę zadzwonić po karetkę.- krzyczałam.
- A co się stało?!- krzyknął przestraszony.
- Kobieta w ciąży zaczęła rodzić.
- Dobra, to…zaraz tam będę- powiedział dość nie pewnie.
Rozłączyłam się z Wolskim i wybierając numer na pogotowie zaczęłam mówić do tej kobiety:
- Jak się pani nazywa?
- Karolina.
- Ja jestem Ada. Więc słuchaj teraz oddychamy głęboko i spokojnie.

***Maciek***

Moje nogi biegły do tego miejsca, ale sam do końca nie wiedziałem, czy chce tam być. W końcu znalazłem się na miejscu. Wszedłem do środka. Ada widząc mnie zapytała:
- Jest już karetka?
- Nie.- odpowiedziałem. Ada spojrzała na mnie, po czym krzyknęła:
- Nie stój jak słup. Pomóż mi.
Po jakichś dziesięciu minutach usłyszeliśmy płacz dziecka.
- Chłopczyk.- powiedziała Ada owijając go w kurtkę. Po chwili przybyli medycy. Odsunęliśmy się z Adą.
- Udało się.- powiedziała i spojrzała na mnie. Nic nie powiedziałem.
- Dobrze się czujesz?- zapytała.
- Tak.- odpowiedziałem.
- Jakiś blady jesteś.
- To przez to światło.
- Rozumiem- powiedziała uśmiechając się.
- Ty chyba nie myślisz, że ja…
- Słucham? No oczywiście, że nie. Nawet przez myśl mi to nie przeszło.- powiedziała nadal się śmiejąc. Po chwili spoważniała, spojrzała na zegarek i powiedziała:
- No nie, autobus mi uciekł.
- Coś na to poradzimy.
Wyszliśmy z toalety dworcowej. Kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia, przypomniałem sobie, że Ada nie ma kurtki. Ściągnąłem swoją i narzuciłem jej na ramiona.
Spojrzała i uśmiechnęła się.
- Przepraszam za dzisiaj.- powiedziałem.
- Nie ma sprawy.- odpowiedziała. Objąłem ją ręką i udaliśmy się do samochodu.

Notkę dedykuję Lenie , która potrafi zaskakiwać w swoich opowiadaniach. Mówiąc szczerze, to dzięki Niej ukazała się dzisiejsza notka.
Pozdrawiam.