Lekarz
poinformował nas o stanie Huberta, który był bardzo ciężki. Pozostało nam tylko
czekać i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ewa cały czas czuwała przy
jego łóżku, a my na szpitalnym korytarzu.
- Będzie
dobrze, prawda?- zapytałam szeptem Maćka.
- Yhy-
otrzymałam taką odpowiedź, a następnie głowa mojego partnera spoczęła na moim
ramieniu. Uśmiechnęłam się w myślach, a następnie spojrzałam na zegarek.
Wskazywał trzecią nad ranem. Około szóstej do szpitala przyjechali Paulina i
Andrzej.
- Jak z
nim?- zapytała Barska patrząc przez szybę na Huberta.
-
Niedobrze.- odpowiedziałam.
- Ile
już tutaj siedzicie?- to pytanie zadał Andrzej.
- No…
jak tylko go tu przywieźli.- odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
- To jedźcie
do domu, odpocznijcie. My tu posiedzimy.- rozkazał.
- No
dobrze.- odparłam po chwilowym zastanowieniu i kiedy chciałam wstać,
przypomniałam sobie o moim śpiącym na mym ramieniu partnerze. Uśmiechnęłam się
lekko i szepnęłam:
-
Maciek…- otworzył oczy i nieco zdezorientowany zapytał:
- Co się
dzieje?
Jedziecie
do domu.- wyjaśnił Radwan.
Po kilku
minutach jechaliśmy już naszym czarnym Suzuki. Oparłam głowę o szybę i nawet
nie wiem kiedy usnęłam. Ponownie przed oczyma stanęła mi ta scena, w której
prawie że zginęłam. Jednak tym razem na miejscu Huberta znajdował się Maciek.
Nie- krzyknęłam i momentalnie się obudziłam. Wyprostowałam się na siedzeniu i
poczułam wzrok Maćka na mnie.
- Ada?-
zwrócił się do mnie.- Wszystko ok.?- zapytał troskliwie.
- Tak.-
szepnęłam. Popatrzyłam w szybę i po chwili powiedziałam:
- Możesz
zawieźć mnie na komendę?- zapytałam. Wolski spojrzał na mnie pytająco. Nic nie
odpowiedziałam tylko usilnie wpatrywałam się w szybę. W końcu poczułam, że
Wolski z powrotem przeniósł wzrok na jezdnię. W aucie panowała cisza. Moje
myśli cały czas krążyły wokół wydarzeń z dzisiejszego dnia. Na ziemię
powróciłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że suzuki zaparkowało.
- Gdzie
my jesteśmy?- zapytałam zdziwiona, gdy przed sobą ujrzałam brzeg Wisły.
- Nad
Wisłą.- wyjaśnił Maciek.
- A po
co tu nas przywiozłeś?- dopytywałam się.
-
Ponieważ bardzo lubię to miejsce. Z tej strony Warszawa wygląda lepiej,
spokojniej, można wszystko sobie przemyśleć, nabrać sił z tą ponurą
rzeczywistością.- odpowiedział wpatrując się w wodę.
Faktycznie,
tak było. Widok na budzącą się do życia Warszawę był nie do opisania. Po
kilkuminutowym wpatrywaniu się w te piękne widoki spojrzałam na komisarza.
- Masz
racje. Pięknie tu.- powiedziałam. Wolski spojrzał na mnie i podszedł bliżej,
objął mnie ramieniem a następnie mocno przytulił. W pewnej chwili zadzwoniła
komórka Wolskiego. Odstąpiliśmy od siebie i Maciek sięgnął po telefon do
kieszeni.
- Wolski,
słucham.- powiedział przykładając urządzenie do ucha.- Aha. To świetnie. Zaraz
tam będziemy. Dzięki za wiadomość. Na razie.- rzucił przy końcu, po czym się
rozłączył i zwrócił do mnie:
-
Dzwonił Andrzej. Hubert się wybudził.
- No to
jedziemy.
Po
kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Kiedy już wszystkiego się
dowiedzieliśmy i byliśmy spokojni o życie Huberta postanowiliśmy wrócić do
domu. Zmierzając do czarnego suzuki zaparkowanego na szpitalnym parkingu
czułam, że coś jest nie tak, że coś złego zaraz się wydarzy.
- Ada co
jest?- zapytał Wolski wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nic.-
rzuciłam krótko.
-
Przecież widzę. Mów co się dzieje.- nie dawał za wygraną. Zwrócił się w moją
stronę i wzrokiem zmusił do powiedzenia całej prawdy.
- Mam
złe przeczucia. Boję się, że coś złego się stanie, że to jeszcze nie koniec.-
powiedziałam cicho przygotowując się, że zaraz usłyszę od Wolskiego coś w
rodzaju „Panikujesz”. Jednak nic takiego z jego ust nie padło. Chwycił mnie za
rękę i powiedział:
-
Wszystko jest i będzie dobrze.
Kiedy
już jechaliśmy naszym autem postanowiłam zadzwonić do Ewy. Włożyłam rękę do
kieszeni, aby wyjąc telefon. Jednak jego tam nie znalazłam. Włożyłam do drugiej
i również nic. Wolski widząc, że się tak kręcę zapytał:
-
Szukasz czegoś?
-
Komórki. Chyba ją zgubiłam.- wyjaśniłam rozglądając się dookoła mając nadzieję,
że gdzieś tutaj wypadła.
- Wydaje
mi się, że leży u mnie na biurku.- powiedział lekko się uśmiechając.
- A skąd
ona się tam wzięła?- zapytałam z udawanym podejrzeniem.
- No
położyłaś ją tam.- wyjaśnił z lekkim uśmiechem spoglądając na mnie.
- Ja?-
drążyłam temat.
- Nie myślisz
chyba, że ci ją ukradłem?- zapytał udając urażonego.
- No właśnie
nic wiem, co mam myśleć.
Drocząc
się tak dojechaliśmy na komendę.
- I
proszę jest.- powiedział komisarz podając mi komórkę.- A tak nawiasem mówiąc to
kim jest Kuba?- zapytał z uśmieszkiem.
-
Grzebałeś w niej.- skomentowałam dając mu sójkę w bok.
- Jak
możesz tak mówić?- zapytał z wyrzutem.
Naszą
przyjacielską sprzeczkę, która trwałabym zapewne w nieskończoność przerwała
wizyta kuriera, którego spotkaliśmy w drzwiach:
- Dzień
dobry, paczka dla pana Huberta Długiego.- wyjaśnił cel swojej wizyty mężczyzna.
- Dzień
Dobry.- odparliśmy chórkiem.- Co prawda kolegi nie ma, ale możemy za niego
odebrać jeśli to nie problem.- zasugerował Wolski.
-
Oczywiście. Proszę się tylko tutaj czytelnie podpisać.- mężczyzna podsunął Maćkowi
kartkę papieru. Wolski złożył swój autograf, po czym oddał dokument.
-
Dziękuję to wszystko. Miłego dnia życzę.- powiedział, po czym zniknął za
drzwiami.
-
Dziękujemy i wzajemnie.
-
Ciekawe co jest w środku?- zapytał Wolski oglądając pakunek z każdej strony.
- Nie
nasz interes.- powiedziałam.
- No,
ale można by tak ją sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś bomby na przykład.
-
Wolski!- skarciłam go.
- Oj
przecież tylko żartowałem.- wyjaśnił zeskakując z blatu biurka.
- Tak,
tak oczywiście.
- To
może jak już tutaj siedzimy, to napijemy się kawy?- zapytał Wolski odkładając
paczkę na biurko.
- Ale ty
robisz.- oznajmiłam.
- No
dobrze poświęcę się dla dobra Ojczyzny.- zgodził się niezbyt zachwycony.
- Na
pewno twój szlachetny cel zostanie doceniony.
Kiedy
Maciek poszedł się poświęcać dla Ojczyzny, ja postanowiłam nieco ogarnąć nasze
biurka, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Było to jakieś tykanie. Stanęłam w
bezruchu, aby zlokalizować miejsce, z którego to dobiega. Wtedy mój wzrok
spoczął na paczce.
-
Maciek!- zawołałam przestraszona.
- Chwila
to nie piekarnia!
- Maciek
tu jest bomba!- krzyknęłam za drugim razem.
- Yhy a
tu plaża.- usłyszałam rozbawiony głos partnera.- Chcesz się może ze mną
poopalać?- zapytał. Nie odpowiedziałam. Moje ciało było sparaliżowane. Po kilku
sekundach ponownie usłyszałam głos Maćka:
- Nie
mów, że aż tak Cię onieśmieliła moja propozycja.- dodał już mniej rozbawiony.-
Ada?- zapytał po chwili już poważnym głosem. W końcu zobaczyłam jego postać
wyłaniającą się zza drzwi kuchni naszej komendy. Kiedy spojrzał na mnie i
zobaczył, że nie żartuje, w ułamku sekundy znalazł się obok mnie.
- To
tyka.- wyszeptałam. Wymieniliśmy przerażone spojrzenia, po czym Maciek chwycił
mnie zza rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Jednak nie zdążyliśmy daleko
uciec. Wolski jedynie zdążył mnie wypchnąć za drzwi naszego wydziału, kiedy
rozległa się eksplozja. Wszystko zaczęło się trząść, sypać. Skuliłam się
okrywając głowę rękoma. Kiedy wszystko ucichło z krzykiem i łzami w oczach zaczęłam
szukać Maćka.
-
Maciek!- krzyczałam poruszając się w śród gruzów. W końcu natknęłam się na
komisarza. Leżał nieprzytomny, przygnieciony deskami. Szybko poodrzucałam te
drewno i chwyciłam jego twarz w dłonie.
-
Maciek...- wydukałam przez łzy.- Nie rób mi tego!- słyszysz.- Nie możesz mi
tego zrobić!- krzyczałam. Nie wiem nawet kiedy pojawili się strażacy i
ratownicy medyczni. Oderwali mnie od niego i wsadzili do osobnych karetek.
Maćka od razu powieziono do szpitala, a mnie opatrzono w ambulansie. Gdy lekarz
pomógł mi wyjść z karetki zobaczyłam wysiadających z samochodu Paulinę i Andrzeja.
Od razu do mnie podbiegli.
-
Paulina… Maciek…- wyszlochałam. Inspektor chwyciła mnie i mocno przytuliła.
- On z
tego wyjdzie.- szepnęła mi do ucha.
Po
dwugodzinnej operacji, która okazała się niezbędna i natychmiastowa, ponieważ
silne uderzenie w brzuch spowodowało krwotok do jamy brzusznej przewieziono Maćka
na OIOM. Mnie jako bliskiej znajomej pozwolono do niego wejść. Usiadłam na
stołku obok łóżka. Przez pewien czas wpatrywałam się w niego w milczeniu, aż w
końcu wyszeptałam:
- Proszę
Cię, nie zostawiaj mnie.
Minął
dzień, drugi. Maciek nadal leżał nieprzytomny. Lekarze cały czas powtarzali, że
trzeba czekać. Barska i Radwan bezskuteczne próbowali wysłać mnie do domu.
Wszyscy zamiast na komendzie siedzieli w szpitalu. Andrzej i Paulina jeździli
tylko na jakieś poważne akcje, a resztę oddawali na zastępstwo.
Po kilku
dniach mając opartą głowę o łóżko Maćka poczułam jakieś drgnięcie. Podniosłam
się i spojrzałam na komisarza. Rozglądał się dookoła badając, gdzie się
znajduje. Nie mogłam opisać swojej radości.
- No
cześć.- powiedziałam w szerokim uśmiechu. Wolski spojrzał na mnie miną bez
wyrazu, po czym zapytał:
- A kim
ty jesteś?
Moje
szczęście nagle się skończyło. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Maciek
co ty…Maciek nie.
Patrzył
na mnie przez moment, ale w końcu nie mógł i wybuchł śmiechem. Z jednej strony
byłam szczęśliwa a z drugiej miałam ochotę go zabić za to, że mnie tak
przestraszył.
- Jak
mogłeś.- powiedziałam z wyrzutem.
- Żałuj,
że nie widziałaś swojej miny.- powiedział cały czas się uśmiechając.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym powiedziałam poważnie:
-
Maciek, nawet nie wiesz jak bardzo się bałam. Nie wiem co bym zrobiła gdyby…
- Cii…-
przerwał mi przykładając do moich ust palca. Wstałam z krzesła i nachyliwszy
się nad jego twarzą cmoknęłam go w usta. Gdy chciałam się odsunąć, on mnie
przytrzymał i mojego całusa przemienił w pocałunek. Całowaliśmy się tam do momentu, w którym
usłyszałam ciche, ale słyszalne jęknięcie Maćka. Odsunęłam się lekko od niego i
szepnęłam:
- Przepraszam.
- Nic
się nie stało.- powiedział mierzwiąc moje włosy, po czym spojrzał w moje oczy i
ponownie przemówił:
- Kocham
Cię księżniczko.
- Ja
ciebie też.
KONIEC
Tak,
więc jest oto ta notka. Jest ona zakończeniem historii naszych dzielnych
policjantów w moim wydaniu. Bardzo chcę Wam podziękować, że byliście ze mną
przez ponad rok i dzielnie czytaliście moje wypociny.
Pozdrawiam.