środa, 11 lipca 2012

Miłość ponad śmierć


Lekarz poinformował nas o stanie Huberta, który był bardzo ciężki. Pozostało nam tylko czekać i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ewa cały czas czuwała przy jego łóżku, a my na szpitalnym korytarzu.
- Będzie dobrze, prawda?- zapytałam szeptem Maćka.
- Yhy- otrzymałam taką odpowiedź, a następnie głowa mojego partnera spoczęła na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się w myślach, a następnie spojrzałam na zegarek. Wskazywał trzecią nad ranem. Około szóstej do szpitala przyjechali Paulina i Andrzej.
- Jak z nim?- zapytała Barska patrząc przez szybę na Huberta.
- Niedobrze.- odpowiedziałam.
- Ile już tutaj siedzicie?- to pytanie zadał Andrzej.
- No… jak tylko go tu przywieźli.- odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
- To jedźcie do domu, odpocznijcie. My tu posiedzimy.- rozkazał.
- No dobrze.- odparłam po chwilowym zastanowieniu i kiedy chciałam wstać, przypomniałam sobie o moim śpiącym na mym ramieniu partnerze. Uśmiechnęłam się lekko i szepnęłam:
- Maciek…- otworzył oczy i nieco zdezorientowany zapytał:
- Co się dzieje?
Jedziecie do domu.- wyjaśnił Radwan.
Po kilku minutach jechaliśmy już naszym czarnym Suzuki. Oparłam głowę o szybę i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Ponownie przed oczyma stanęła mi ta scena, w której prawie że zginęłam. Jednak tym razem na miejscu Huberta znajdował się Maciek. Nie- krzyknęłam i momentalnie się obudziłam. Wyprostowałam się na siedzeniu i poczułam wzrok Maćka na mnie.
- Ada?- zwrócił się do mnie.- Wszystko ok.?- zapytał troskliwie.
- Tak.- szepnęłam. Popatrzyłam w szybę i po chwili powiedziałam:
- Możesz zawieźć mnie na komendę?- zapytałam. Wolski spojrzał na mnie pytająco. Nic nie odpowiedziałam tylko usilnie wpatrywałam się w szybę. W końcu poczułam, że Wolski z powrotem przeniósł wzrok na jezdnię. W aucie panowała cisza. Moje myśli cały czas krążyły wokół wydarzeń z dzisiejszego dnia. Na ziemię powróciłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że suzuki zaparkowało.
- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam zdziwiona, gdy przed sobą ujrzałam brzeg Wisły.
- Nad Wisłą.- wyjaśnił Maciek.
- A po co tu nas przywiozłeś?- dopytywałam się.
- Ponieważ bardzo lubię to miejsce. Z tej strony Warszawa wygląda lepiej, spokojniej, można wszystko sobie przemyśleć, nabrać sił z tą ponurą rzeczywistością.- odpowiedział wpatrując się w wodę.
Faktycznie, tak było. Widok na budzącą się do życia Warszawę był nie do opisania. Po kilkuminutowym wpatrywaniu się w te piękne widoki spojrzałam na komisarza.
- Masz racje. Pięknie tu.- powiedziałam. Wolski spojrzał na mnie i podszedł bliżej, objął mnie ramieniem a następnie mocno przytulił. W pewnej chwili zadzwoniła komórka Wolskiego. Odstąpiliśmy od siebie i Maciek sięgnął po telefon do kieszeni.
- Wolski, słucham.- powiedział przykładając urządzenie do ucha.- Aha. To świetnie. Zaraz tam będziemy. Dzięki za wiadomość. Na razie.- rzucił przy końcu, po czym się rozłączył i zwrócił do mnie:
- Dzwonił Andrzej. Hubert się wybudził.
- No to jedziemy.

Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Kiedy już wszystkiego się dowiedzieliśmy i byliśmy spokojni o życie Huberta postanowiliśmy wrócić do domu. Zmierzając do czarnego suzuki zaparkowanego na szpitalnym parkingu czułam, że coś jest nie tak, że coś złego zaraz się wydarzy.
- Ada co jest?- zapytał Wolski wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nic.- rzuciłam krótko.
- Przecież widzę. Mów co się dzieje.- nie dawał za wygraną. Zwrócił się w moją stronę i wzrokiem zmusił do powiedzenia całej prawdy.
- Mam złe przeczucia. Boję się, że coś złego się stanie, że to jeszcze nie koniec.- powiedziałam cicho przygotowując się, że zaraz usłyszę od Wolskiego coś w rodzaju „Panikujesz”. Jednak nic takiego z jego ust nie padło. Chwycił mnie za rękę i powiedział:
- Wszystko jest i będzie dobrze.


Kiedy już jechaliśmy naszym autem postanowiłam zadzwonić do Ewy. Włożyłam rękę do kieszeni, aby wyjąc telefon. Jednak jego tam nie znalazłam. Włożyłam do drugiej i również nic. Wolski widząc, że się tak kręcę zapytał:
- Szukasz czegoś?
- Komórki. Chyba ją zgubiłam.- wyjaśniłam rozglądając się dookoła mając nadzieję, że gdzieś tutaj wypadła.
- Wydaje mi się, że leży u mnie na biurku.- powiedział lekko się uśmiechając.
- A skąd ona się tam wzięła?- zapytałam z udawanym podejrzeniem.
- No położyłaś ją tam.- wyjaśnił z lekkim uśmiechem spoglądając na mnie.
- Ja?- drążyłam temat.
- Nie myślisz chyba, że ci ją ukradłem?- zapytał udając urażonego.
- No właśnie nic wiem, co mam myśleć.

Drocząc się tak dojechaliśmy na komendę.
- I proszę jest.- powiedział komisarz podając mi komórkę.- A tak nawiasem mówiąc to kim jest Kuba?- zapytał z uśmieszkiem.
- Grzebałeś w niej.- skomentowałam dając mu sójkę w bok.
- Jak możesz tak mówić?- zapytał z wyrzutem.



Naszą przyjacielską sprzeczkę, która trwałabym zapewne w nieskończoność przerwała wizyta kuriera, którego spotkaliśmy w drzwiach:
- Dzień dobry, paczka dla pana Huberta Długiego.- wyjaśnił cel swojej wizyty mężczyzna.
- Dzień Dobry.- odparliśmy chórkiem.- Co prawda kolegi nie ma, ale możemy za niego odebrać jeśli to nie problem.- zasugerował Wolski.
- Oczywiście. Proszę się tylko tutaj czytelnie podpisać.- mężczyzna podsunął Maćkowi kartkę papieru. Wolski złożył swój autograf, po czym oddał dokument.
- Dziękuję to wszystko. Miłego dnia życzę.- powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
- Dziękujemy i wzajemnie.

- Ciekawe co jest w środku?- zapytał Wolski oglądając pakunek z każdej strony.
- Nie nasz interes.- powiedziałam.
- No, ale można by tak ją sprawdzić, czy nie ma tam jakiejś bomby na przykład.
- Wolski!- skarciłam go.
- Oj przecież tylko żartowałem.- wyjaśnił zeskakując z blatu biurka.
- Tak, tak oczywiście.
- To może jak już tutaj siedzimy, to napijemy się kawy?- zapytał Wolski odkładając paczkę na biurko.
- Ale ty robisz.- oznajmiłam.
- No dobrze poświęcę się dla dobra Ojczyzny.- zgodził się niezbyt zachwycony.
- Na pewno twój szlachetny cel zostanie doceniony.

Kiedy Maciek poszedł się poświęcać dla Ojczyzny, ja postanowiłam nieco ogarnąć nasze biurka, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Było to jakieś tykanie. Stanęłam w bezruchu, aby zlokalizować miejsce, z którego to dobiega. Wtedy mój wzrok spoczął na paczce.
- Maciek!- zawołałam przestraszona.
- Chwila to nie piekarnia!
- Maciek tu jest bomba!- krzyknęłam za drugim razem.
- Yhy a tu plaża.- usłyszałam rozbawiony głos partnera.- Chcesz się może ze mną poopalać?- zapytał. Nie odpowiedziałam. Moje ciało było sparaliżowane. Po kilku sekundach ponownie usłyszałam głos Maćka:
- Nie mów, że aż tak Cię onieśmieliła moja propozycja.- dodał już mniej rozbawiony.- Ada?- zapytał po chwili już poważnym głosem. W końcu zobaczyłam jego postać wyłaniającą się zza drzwi kuchni naszej komendy. Kiedy spojrzał na mnie i zobaczył, że nie żartuje, w ułamku sekundy znalazł się obok mnie.
- To tyka.- wyszeptałam. Wymieniliśmy przerażone spojrzenia, po czym Maciek chwycił mnie zza rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Jednak nie zdążyliśmy daleko uciec. Wolski jedynie zdążył mnie wypchnąć za drzwi naszego wydziału, kiedy rozległa się eksplozja. Wszystko zaczęło się trząść, sypać. Skuliłam się okrywając głowę rękoma. Kiedy wszystko ucichło z krzykiem i łzami w oczach zaczęłam szukać Maćka.
- Maciek!- krzyczałam poruszając się w śród gruzów. W końcu natknęłam się na komisarza. Leżał nieprzytomny, przygnieciony deskami. Szybko poodrzucałam te drewno i chwyciłam jego twarz w dłonie.
- Maciek...- wydukałam przez łzy.- Nie rób mi tego!- słyszysz.- Nie możesz mi tego zrobić!- krzyczałam. Nie wiem nawet kiedy pojawili się strażacy i ratownicy medyczni. Oderwali mnie od niego i wsadzili do osobnych karetek. Maćka od razu powieziono do szpitala, a mnie opatrzono w ambulansie. Gdy lekarz pomógł mi wyjść z karetki zobaczyłam wysiadających z samochodu Paulinę i Andrzeja. Od razu do mnie podbiegli.
- Paulina… Maciek…- wyszlochałam. Inspektor chwyciła mnie i mocno przytuliła.
- On z tego wyjdzie.- szepnęła mi do ucha.

Po dwugodzinnej operacji, która okazała się niezbędna i natychmiastowa, ponieważ silne uderzenie w brzuch spowodowało krwotok do jamy brzusznej przewieziono Maćka na OIOM. Mnie jako bliskiej znajomej pozwolono do niego wejść. Usiadłam na stołku obok łóżka. Przez pewien czas wpatrywałam się w niego w milczeniu, aż w końcu wyszeptałam:
- Proszę Cię, nie zostawiaj mnie.

Minął dzień, drugi. Maciek nadal leżał nieprzytomny. Lekarze cały czas powtarzali, że trzeba czekać. Barska i Radwan bezskuteczne próbowali wysłać mnie do domu. Wszyscy zamiast na komendzie siedzieli w szpitalu. Andrzej i Paulina jeździli tylko na jakieś poważne akcje, a resztę oddawali na zastępstwo.



Po kilku dniach mając opartą głowę o łóżko Maćka poczułam jakieś drgnięcie. Podniosłam się i spojrzałam na komisarza. Rozglądał się dookoła badając, gdzie się znajduje. Nie mogłam opisać swojej radości.
- No cześć.- powiedziałam w szerokim uśmiechu. Wolski spojrzał na mnie miną bez wyrazu, po czym zapytał:
- A kim ty jesteś?
Moje szczęście nagle się skończyło. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Maciek co ty…Maciek nie.
Patrzył na mnie przez moment, ale w końcu nie mógł i wybuchł śmiechem. Z jednej strony byłam szczęśliwa a z drugiej miałam ochotę go zabić za to, że mnie tak przestraszył.
- Jak mogłeś.- powiedziałam z wyrzutem.
- Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.- powiedział cały czas się uśmiechając. Odwzajemniłam uśmiech, po czym powiedziałam poważnie:
- Maciek, nawet nie wiesz jak bardzo się bałam. Nie wiem co bym zrobiła gdyby…
- Cii…- przerwał mi przykładając do moich ust palca. Wstałam z krzesła i nachyliwszy się nad jego twarzą cmoknęłam go w usta. Gdy chciałam się odsunąć, on mnie przytrzymał i mojego całusa przemienił w pocałunek.  Całowaliśmy się tam do momentu, w którym usłyszałam ciche, ale słyszalne jęknięcie Maćka. Odsunęłam się lekko od niego i szepnęłam:
- Przepraszam.
- Nic się nie stało.- powiedział mierzwiąc moje włosy, po czym spojrzał w moje oczy i ponownie przemówił:
- Kocham Cię księżniczko.
- Ja ciebie też.

KONIEC

Tak, więc jest oto ta notka. Jest ona zakończeniem historii naszych dzielnych policjantów w moim wydaniu. Bardzo chcę Wam podziękować, że byliście ze mną przez ponad rok i dzielnie czytaliście moje wypociny.
Pozdrawiam.