niedziela, 27 lutego 2011

Kałuża

Noc minęła mi bardzo szybko. Spowodowane było to wczorajszymi wydarzeniami. Byłam tak zmęczona, że jak położyłam się o 22:00 to obudziłam się dopiero o 7:30. Nawet nie miałam czasu pójść pobiegać, ale może to i dobrze, bo jeszcze przez przypadek znowu bym coś albo kogoś znalazła. Szybko się ubrałam i zjadłam śniadanie. Wolski pod blokiem zjawił się jak zwykle punktualnie.
- Hej.- przywitałam się.
- Hej.- odpowiedział z uśmiechem.
- Dzwoniła Paulina. Wyniki z analizy są już gotowe.
- No to jedziemy. Na co czekasz?- zapytałam.
- Na ciebie.- odparł.
- Przecież tu jestem.
- To może wsiądziesz do samochodu.- powiedział kręcąc głową.
Rozejrzałam się. Faktycznie stałam przed suzuki. Szybko wskoczyłam do środka i rzekłam:
- To jestem. Wolski ruszył śmiejąc się sam do siebie.
- No co?- zapytałam udając oburzoną.
- Nic, nic.- powiedział  ciągle się śmiejąc.
- Każdemu może się zdarzyć.- powiedziałam.
 - Czy ja coś mówię.- również powiedział.
Dojechaliśmy na komendę. Pierwsze kroki skierowaliśmy do laboratorium Eryka.
- Hej. – przywitałam się. Wolski tylko mruknął coś pod nosem.
- Hej. Ładnie wyglądasz Ada.- powiedział. Maćkiem oczywiście się skrzywił.
- Dzięki.- odparłam.  
- Czy możesz nam łaskawie powiedzieć czego się dowiedziałeś?- powiedział Wolski.
- Tak jest panie komisarzu.- odpowiedział Eryk. Więc.- zaczął. Mamy szczęście. Wyniki DNA wrzuciłem do naszej bazy i proszę. Kobieta to Julia Małowska, lat 20. Mężczyzna to Hubert Dębski lat 21. miesiąc temu zgłoszono ich zaginięcie. Byli parą.
- No nie zła historia.- skomentował Wolski .
- Aa i jeszcze jedno. Nie uwierzycie.- mówił Eryk.
- Ty mnie już niczym nie zaskoczysz.- powiedział Maciek. Jak zwykle zresztą.
- Po śladach opon wiem, że był to opel astra combi, ale wiem jeszcze jedno.- zrobił poważną minę.
- Co takiego?- zapytał z udawanym strachem w głosie Wolski.
- Na znaczku marki, który znaleźli technicy wyodrębniłem kawałek lakieru i wiem, że jest to czarny metalik.
- Super. Dzięki. Cześć.- powiedziałam.
- Cześć.- odpowiedział.
Poszliśmy schodami na górę do Barskiej po adres właściciela samochodu.
- O jesteście.- powiedziała. – Samochód zarejestrowany jest na Stanisława Mrożko. Tu macie adres.- powiedziała i podała nam kawałek kartki.
Udaliśmy się pod wskazany adres. Przed drzwiami na wszelki wypadek naładowaliśmy bronie, bo nigdy nie wiadomo co takiemu człowiekowi przyjdzie do głowy, kiedy zobaczy policje. Nacisnęłam na dzwonek. Nic. Nacisnęłam drugi raz. Wolski miał już wyciągać swój zestaw „małego włamywacza”, kiedy drzwi się otworzyły. Przed nami ukazał się siwy starszy pan.
- Dzień dobry. Komenda stołeczna. Komisarz Maciej Wolski i Podkomisarz Ada Mielcarz.
- Dzień dobry, a o co chodzi?- zdziwiony zapytał.
- Chcielibyśmy porozmawiać.- powiedziałam.
- Dobrze. Proszę bardzo.- ruchem ręki zaprosił nas do środka.
Weszliśmy do jednego z pokoi. Po chwili dobieg nas głos z kuchni:
- Stasiu kto to?- zapytał głos damski.
- Policja.- odparł mężczyzna.
Po tej odpowiedzi szybkim krokiem do pokoju weszła starsza pani.
- To moja żona Maria.- powiedział mężczyzna.
- Co się stało?- zapytała przestraszonym głosem kobieta.
- Chcielibyśmy tylko porozmawiać.- powtórzyłam spokojnym tonem.
- Czy czarny opel astra combi z numerami WW 0909 należy do pana?- zapytał Wolski.
- Tak jakby.- odpowiedział mężczyzna.
- Co to znaczy tak jakby?- zapytał ponownie.
- Zarejestrowany jest na mnie, ale to mój wnuczek nim jeździ.- sprecyzował swoją wypowiedź.
Z Wolskim wymieniliśmy spojrzenia.
- A możemy dostać jego adres?- zapytałam.
- Tak mieszka na ulicy Kasztanowej 8.
- Dziękujemy. Do widzenia.
- Do widzenia.

Razem z Wolskim udaliśmy się pod ten adres. Naszym oczom ukazał się piękny dom. Zadzwoniłam domofonem. Nikt nie odpowiadam, mimo że poszukiwany przez nas samochód stał na podwórku. Maciek po kilku sekundach „magicznie” otworzył bramkę i weszliśmy do środka. Dom był ogromny, a przede wszystkim zadbany. Przeszukaliśmy cały i nic. Została nam jedynie piwnica. Nie lubiłam tych pomieszczeń. Zeszliśmy na dół. Oczywiście było tam ciemno. Dobrze, że mieliśmy latarki. Szliśmy wzdłuż korytarza, kiedy poczułam, że coś chlupnęło pod moimi nogami. Przy świetliłam w to miejsce latarką i zobaczyłam krew. O mało co nie zemdlałam na ten widok. Wolski spojrzał na mnie i zapytał szeptem:
- Dobrze się czujesz?
- Tak, a co?
- Bo nawet w takim świetle widać, że jesteś blada jak ściana.
- To przez to.- powiedziałam i przyświeciłam latarką w to przerażające miejsce.
- O kurde. – powiedział Wolski.

Tulipany

***Maciek***

Widziałem jak Ada przeżywa to, co dzisiaj się stało. Wcale się nie dziwie. Odkryć coś takiego samemu w lesie. Próbowałem coś wymyślić na poprawę jej nastroju. W końcu wpadłem na genialny pomysł.
- Ada?- zwróciłem się do niej.
Odwróciła się w moja stronę.
- Co powiesz na to abyśmy poszli na lody?
- Na lody?- zapytała zdziwiona.
- Yhy.
- Jak chcesz.- odparła bez entuzjazmu.
- To idziemy, bo chce.- powiedziałem wstając z krzesła.
Udaliśmy się do pobliskiej lodziarni.
- To jakie lody wybierasz księżniczko?- zapytałem się Ady.
- Truskawkowe.- odpowiedziała.
Ekspedientka podała Adzie loda, a następnie zwróciła się do mnie:
- A Pan jakie wybiera?
- Również takie.- odpowiedziałem.
- Już podaje.- powiedziała i poszła je przygotować.

***Ada***

Nie zostaliśmy w środku, ponieważ Wolski nalegał, że chce się przespacerować, więc udaliśmy się do pobliskiego parku. Pogoda była piękna. W oddali słychać było śpiew ptaków. Na placu zabaw bawiły się dzieci. Cieszyłam się, że namówił mnie na ten spacer. Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu jedząc lody. W końcu odezwałam się ja:
- Ale ta ekspedientka Cie podrywała.
- Naprawdę? Nie zauważyłem.
- Taa pewnie.
- Zazdrosna jesteś.- oznajmił.
- Chciałbyś.- odpowiedziałam lekko go popychając.
- No zobacz co zrobiłaś.- powiedział po chwili z oburzeniem. Spojrzałam na niego i od razu wybuchłam śmiechem. Twarz Maćka wyglądała jak buzia małego chłopca. Była cała obsmarowana truskawkowymi lodami.
- Bardzo się cieszę, że mogłem panią rozśmieszyć.- powiedział wycierając usta chusteczką, kiedy ja nadal się śmiałam.
- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny.- powiedziałam, kiedy już się uspokoiłam.
Maciek nic na to nie odpowiedział tylko ponownie zrobił śmieszną minę. Jednak teraz tylko się uśmiechnęłam. Chwilę po tym rozdzwoniła się komórka Wolskiego.
- Cześć…..no trudno…..tak przekażę….to do jutra….cześć.- mówił. Próbowałam coś podsłuchać, ale nic nie słyszałam.
- Nie ładnie podsłuchiwać.- oznajmił po zakończeniu rozmowy.
- Ja wcale nie podsłuchiwałam.
- Niee,  a to przed chwilą, co to było?
- Dobra. A kto to dzwonił?
- Barska. Powiedziała, że mają jakąś awarię w laboratorium, więc mamy dzisiaj już wolne, bo dopiero jutro będziemy mieć wyniki z analizy DNA i śladów opon.
- Aha. To chyba pójdę już do domu, bo jestem zmęczona. Ten dzień był bardzo…. Nie mogłam znaleźć słów na jego opisanie.
- Wiem. To odprowadzę Cię.- odparł.
Ruszyliśmy w drogę.
- Wiesz co?- zapytałam.
- Nie wiem, a co?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Uśmiechnęłam się.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Śmiało.
- Dlaczego nigdy nic nie mówisz o swoim tacie?- zapytałam. Widziałam jak twarz Maćka zmienia swój wygląd.
- Jeśli nie chcesz, to nie musisz odpowiadać.- dodałam szybko.
- Nie, nie. W końcu jesteśmy partnerami. Mogę ci ufać.- oznajmił z wymuszonym uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech.
- Więc.- zaczął. Mój ojciec też tak jakby służył społeczeństwu. Był komandosem. Często nie było go w domu. Szczerze mówiąc to nie za doborze go pamiętam. Byłem wtedy małym chłopcem.  Kiedyś wyruszył na jedną z misji i niestety już z niej nie wrócił.
- To dlatego wstąpiłeś do policji?
- Zawsze miałem ojca za autorytet.
Miałam zadać już kolejne pytanie, kiedy podeszła do nas jakaś kobieta z bukietem tulipanów.
- Tulipanka dla pięknej pani.- zapytała.
- Pewnie. Po proszę wszystkie.- powiedział Wolski. Kobieta wręczyła mu bukiet, a on zapłacił po czym zwrócił się do mnie:
- Proszę księżniczko.
- Dziękuję.- odpowiedziałam nie pewnie. Zatkało mnie. Po prostu byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Popatrzyłam się na Maćka i powiedziałam:
- Są piękne.
- Tak jak ty.- odpowiedział. Po tych słowach zatrzymałam się i przytuliłam do Maćka szepcząc mu do ucha:
- Dziękuje ci za wszystko.
- Ja też ci dziękuję.- odparł.

sobota, 26 lutego 2011

Lasek

Wolski zaparkował pod moim blokiem. W samochodzie zapadła chwilowa cisza. Następnie  rozległ się głos Maćka.
- Dobrana z nas para co księżniczko?- zapytał.
- Ale w jakim sensie?
- W ogólnym.- odpowiedział.
Znowu cisza. Do tej pory nigdy nam się to nie zdarzało. Popatrzyłam na zegarek wskazywał 21: 30.
- To ja lecę, bo zrobiło się późno.- powiedziałam.- Do jutra.- dokończyłam swoją wypowiedź zamykając drzwi.
- Cześć.- usłyszałam.
Idąc do drzwi czułam na sobie wzrok Wolskiego. Zapalił silnik dopiero, kiedy weszłam do klatki. Na windzie wisiała kartka z napisem: „awaria”, więc wybrałam schody. Wejście na górę zajęło mi jakieś 20 minut, ponieważ rozmyślałam nad tym co dzisiaj się stało. Czy Maciek coś do mnie czuje, czy takie zachowanie było wynikiem nagłego impulsu spowodowanego daną sytuacją. To była dla mnie trudna zagadka. Weszłam do domu, a Ewa od razu do mnie podbiegła. Tak jakby nadsłuchiwała moich kroków.
- Ada. Dobrze, że jesteś. Słyszałam o wszystkim. Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku?- słowa przewijały się przez jej usta w zawrotnym tempie. Nie wiedziałam na które z jej pytań mam odpowiedzieć.
- Wszystko ok.- odparłam w końcu, kiedy przestała mówić. Kiedyś powiedziała mi, że cierpię na jakąś  chorobę zawodową, a tymczasem u niej objawia się to samo.
- Opowiedz mi o co chodziło z tym, że Wolski się za kogoś przebierał.
- Wiesz musieliśmy coś wymyślić, więc złapaliśmy jednego z napastników, a następnie Wolski przebrał się w jego ubranie, aby nie wzbudzić podejrzeń u drugiego i…
Gadałyśmy tak do północy. Potem poszłam spać. Byłam wykończona dzisiejszym dniem.


Obudziłam się nieco później niż zwykle, bo na zegarku była już 7. Postanowiłam trochę pobiegać, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłam. Nie traktowałam tego jako obowiązek, ale przyjemność. Mogłam wtedy przemyśleć sobie wszystkie sprawy. Wyszłam na dwór. Rześkie powietrze obudziło mnie do końca. Pobiegłam do pobliskiego lasku. Ludzie zbytnio tam nie chadzają, bo się boją. Ja lubiłam to miejsce. Biegłam ścieżką, kiedy usłyszałam pisk opon. Miałam złe przeczucia. Coś się tam stało.- pomyślałam, przecież tu nie ma żadnej drogi. Nawet leśnej dróżki. Udałam się w tamto miejsce. Widok był przerażający. Dwa ciała na pół obnażone leżały w wielkiej kałuży krwi. Były tak zmasakrowane, że nie potrafiłam określić płci. Rany widniały dosłownie na każdym centymetrze ich ciała. Zrobiło mi się nie dobrze. Odeszłam kilka metrów i oparłam się o sosnę. Bijący od niej zapach żywicy działam na mnie kojąco. Po kilku minutach wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Wolskiego.
- Wolski słucham?- usłyszałam zaspany głos partnera w słuchawce.
- Tu Ada.- powiedziałam.
- Dziewczyno, czy ty naprawdę nie masz nic lepszego do roboty o tej porze tylko wydzwanianie do ludzi, którzy chcą porządnie się wyspać?
Wysłuchałam jego długi monolog i powiedziałam:
- Bardzo Cię przepraszam, ale niestety mamy mokrą sprawę.- popatrzyłam na krew.- Dwa trupy w lesie.- powiedziałam.
- A skąd ty je wytrzasnęłaś?- zapytał.
- Znalazłam.
- Gdzie?
- W lesie.
- Słucham? A co ty tam robiłaś o tej porze? Grzyby zbierałaś?- w końcu się obudził.
- Biegałam.
- A no tak. Dobra. Zaraz tam będę.
- Ok. Czekam.- już chciałam się rozłączyć, kiedy Wolski zawołał:
- Ada!
- Tak?- zapytałam.
- Uważaj na siebie.- powiedział. Zatkało mnie. On się o mnie martwi. Nie wierze. Ledwo zdołałam odpowiedzieć:
- Pewnie.

***Maciek***

O mało co nie spadłem z łóżka. Ubrałem się w niecałe pięć minut. Nie chciałem, aby Ada była sama w obliczu takiej sytuacji. Las i trupy, a do tego mała blondyneczka, która jest policjantką. Po prostu fantastyczne połączenie. Jechałem na sygnale. Na szczęście kierowcy dzisiaj byli dla mnie życzliwi i na miejsce dojechałem w ciągu 15 minut.
- Ja piernicze.- powiedziałem, kiedy wysiadłem z samochodu. Widok był przerażający. Ada stała obok drzewa nic nie mówiąc. Bo co tu mówić. Jednym słowem rzeź. W swojej karierze policyjnej widziałem już nie jedno, ale tego po prostu nie dało się opisać. Próbowałem sobie wyobrazić, co czuła Ada, kiedy na to się natknęła. Kilka minut po moim przyjeździe na miejsce dotarli technicy. Każdy był wstrząśnięty tym widokiem.
- I co?-  zapytałem Piotra.
- Nic. Dokumentów brak, a ciała są tak zmasakrowane, że dopiero po analizie DNA będę mógł ustalić ich tożsamość.
- Aha. Dobra. Dzięki.

***Ada***

Opowiedziałam wszystko Wolskiemu. Co słyszałam i co widziałam. Później to samo powtórzyłam Paulinie. Naszym jedynym tropem w tej sprawie był samochód, więc udaliśmy się do Eryka.
- Hej. Wiesz już coś?- zapytałam.
- Można powiedzieć, że mamy szczęście, bo technicy znaleźli znaczek marki samochodu. Jak na razie wiem tylko tyle, że był to opel. Na resztę musicie poczekać.
- Ekstra. Wspaniale.- mamrotał pod nosem Wolski.
- Ok. to my nie będziemy przeszkadzać.- powiedziałam. Na komendzie nie mieliśmy nic ciekawego do roboty. Pozostało nam tylko czekać. Usiadłam za swoim biurkiem i wpatrywałam się w kubek z herbatą. Wiedziałam, że Maciek mnie obserwuje, ale nie zwracałam na to uwagi. Czułam się strasznie. Nie zależnie od tego gdzie się popatrzyłam ciągle prześladował mnie ten sam obraz. Las, ciała i krew.

Prośby zostały wysłuchane i oto jest jakaś tam notka ;) Niestety, ale mam dla Was również dość nie miłą informację. Kończą mi się ferie, więc notki mogą nie ukazywać się tak regularnie jak dotychczas. Sami wiecie szkoła, liceum….

Przebieraniec

***Ada***

Maciek przebrał się w ubrania Łysego. Miał racje. Wcale nie było widać różnicy, ale mimo tego bałam się o niego.
- A jeśli coś ci się stanie?- zapytałam nie zważając jak to odbierze.
- Nic mi nie będzie księżniczko. Po prostu pójdę tam, poczekam na odpowiedni moment i nas uwolnię- odpowiedział jak zwykle w szerokim uśmiechu.
Patrzyłam jak zbliża się do drzwi. Przed oczyma stanęły mi wszystkie chwile spędzone razem z nim. Nie mogłam sobie wyobrazić co bym zrobiła gdyby coś mu się stało. Podeszłam do niego i wyszeptałam:
- Maciek. Ja boję się, o Ciebie.
 Odwrócił się i spojrzał na mnie. Następnie podszedł do mnie i ujął moją twarz w swoje dłonie. Popatrzył w moje oczy i przechylił głowę. Jego usta spoczęły na moich w namiętnym pocałunku.

- Nic mi nie będzie. Uwierz mi.- powiedział,  kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Wierzę.- odpowiedziałam. Wtedy ponownie usłyszeliśmy głos napastnika:
- Co ty jeszcze tam robisz?-  zapytał.
Maciek ruchem ręki nakazał odpowiedzieć Łysemu.
- Nic, nic już idę.- krzyknął.
- Muszę iść.- szepnął Maciek.
- Wiem.- odpowiedziałam. Patrzyłam na drzwi przez które przed chwilą wyszedł Maciek. Dziwne, ale to co wydarzyło się przed chwilą pomogło mi uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. Weź się w garść. Pomyślałam.

***Maciek***

 Wolnym krokiem szedłem w kierunku tamtego mężczyzny. Kiedy wyszedłem zza regałów powiedział:
- W końcu.
Nic się nie odezwałem. Rozejrzałem się wkoło. W rogu ściany siedziało sześć związanych osób. Siódmą zakładniczką była ta postrzelona  kobieta, która  chciała uciec.
- Zajmij się nią.- usłyszałem. Popatrzyłem się na niego. Na głowie oczywiście miał kominiarkę. Posturą był trochę większy od tamtego.
- Co się tak gapisz. Nie karze ci jej zabijać, tylko się nią zająć.- powtórzył swoją wypowiedź.
Kiwnąłem głową i poszedłem w kierunku kobiety. Leżała w kałuży krwi szlochając. Nieopodal stała  pólka z ręcznikami. Wziąłem kilka i przyłożyłem do jej rany aby powstrzymać dalsze krwawienie.
- Boli.- powtarzała zanosząc się od płaczu.
- Wiem.- powiedziałem szeptem.
- I co z nią? Przeżyje?- zapytał.- Nie chce mieć trupa na sumieniu.- dodał po chwili.
- To trzeba było nie strzelać.- wyrwało mi się. O kurde pomyślałem. To po mnie. Jednak tamten się nie zorientował tylko powiedział:
- Chciała spierniczyć. Miałem jej pozwolić?- zapytał.
- Nie, tylko lepiej pilnować.
- A ty gdzie byłeś. Polazłeś gdzieś i przewracałeś się.
- Sam mi kazałeś.- odpowiedziałem. Spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, ale zadzwoniła jego komórka.
- Słucham!- krzyknął do słuchawki. Dzwonił oczywiście Radwan.
- Dobra, ale po jednym warunkiem. Dajecie nam spokojnie wyjść i odjechać.- mówił.
Kiedy skończył rozmowę zwrócił się do mnie:
- Mają podstawić nam samochód, ale w zamian chcą zakładników.
- To dobrze. Po co oni nam się potrzebni.- powiedziałem.
- Wiem. Dlatego się zgodziłem.- powiedział i odwrócił się w stronę okna. Super.- pomyślałem. Szybkim ruchem wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem do jego głowy.
- Co ty robisz do jasnej cholery?- zapytał zdezorientowany.
- Na kolana! Już!- krzyknąłem i zabrałem jego broń.
- Łysy co ty?- dopytywał się. Facet, ale ty nie kumaty. Jeszcze się nie domyśliłeś- pomyślałem.
- Nie jestem żadnym Łysym,.- powiedziałem łagodnym tonem. Mężczyzna znieruchomiał.
- Jestem z policji.- wytłumaczyłem. W końcu każdy zasługuje na jakieś wyjaśnienia.
- No dobra. Koniec tej zabawy. Dawaj telefon Tylko powoli.- powiedziałem. Ostrożnie podał mi telefon. Wykręciłem numer do Pauliny:
- Inspektor Paulina Barska. Słucham?- usłyszałem.
- Cześć. Tu Maciek.- powiedziałem.
- Maciek?- zapytała zdziwiona. – Z czyjego telefonu dzwonisz?- pytała dalej.
- Z tego napastnika.- odpowiedziałem spokojnie.
- Mogłam się tego spodziewać.- powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. – Czyli wszystko porządku?- zapytała po chwili.
- Tak możecie wchodzić, tylko nie aresztujcie mnie.- powiedziałem.
- A dlaczego mielibyśmy Cię aresztować?- zapytała.
- Bo jestem w dość nie typowym przebraniu.
- Aha. Dobra.- powiedziała trochę zbita z tropu, ale o nic więcej nie pytała.
Po chwili do sklepu wkroczyli antyterroryści i zajęli się wszystkim. Mnie na szczęście rozpoznali i zostawili w spokoju. Z Adą udaliśmy się do Barskiej, przy której jak zwykle stał Radwan.
- Wolski zmieniłeś branże?- zapytał w szyderczym uśmiechu.
- Czyżby Pan Inspektor zazdrościł?- zapytałem takim samym tonem jak on.
- Niby czego Panie komisarzu?- nie odpuszczał.
- Tego, że nasz plan wypalił, twój diabli wzięli.- odpowiedziałem z nie ukrywana dumą w głosie.
Widziałem jak Radwan toczy walkę z samym sobą i sprawiało mi to ogromna satysfakcję. Miał zamiar już się odgryźć, ale odezwała się Barska:
- Dobra starczy już tych czułości.- powiedziała. – Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a wy macie jutro wolne.- dodała na odchodne.

- No dobra księżniczko. Jedziemy do domu.- powiedziałem do Ady.
- Nie wiem czy powinnam z tobą wracać.- powiedziała takim tonem, że zacząłem się zastanawiać, czy chodzi o tą sytuację w sklepie.
- Dlaczego?- zapytałem nadal się zastanawiając.
- Spoufalanie się z przestępcami nie wróży nic dobrego.- odpowiedziała ze śmiechem.
- Z przestępcami mówisz?
- Yhy.
- Chyba masz racje, ale z własnego doświadczenia wiem, że z nimi lepiej nie dyskutować.- powiedziałem i otworzyłem jej drzwi do samochodu.


Co do ostatniej notki, to nie przypominam sobie aby była taka w W11,  ale nie oglądam tego za często, więc… W każdym razie staram się nie powtarzać spraw z seriali. Pozdrawiam. ;)

piątek, 25 lutego 2011

Bez broni

Wstałam rano. Dzisiaj mieliśmy dopiero na 11, bo Barska dała nam trochę wolego ze względu na wczorajszą akcję. Postanowiłam pójść do sklepu i zrobić zakupy, ponieważ Ewa przez ostanie dni wychodziła wczesnym rankiem i wracała późną nocą. Przed sklepem wpadłam na Wolskiego. Zdziwiona zapytałam:
-  A co ty tu robisz?
- Ale miłe powitanie, a nie można tak: „O cześć Maciek. Miło Cie widzieć, a co ty tu robisz?”- powiedział. Po jego gatce wywnioskowałam, że humor mu dopisuje.
- Ok. O cześć Maciek. Miło Cie widzieć, a co ty tu robisz?- przywitałam się po raz drugi.
- Cześć Ada. Mama musiała załatwić jakąś sprawę, więc ją podwiozłem.- oznajmił.
- Aha.- odparłam.
- A ty gdzie się wybierasz?- zapytał.
- Na zakupy.
- A widzisz jak dobrze było mieszkać ze mną. Nie musiałaś się martwić o zakupy.
- Tak, ciągle nad tym ubolewam.- powiedziałam z sarkazmem.
- To może pójdę z tobą, bo i tak nie mam co teraz robić.- zapytał. - Pomogę ci nieść zakupy.- dodał po chwili.
- Pewnie, wielbłąd mile widziany. –powiedziałam ze śmiechem.
- Wiesz co. Człowiek chce być miły, a ty nazywasz go wielbłądem.- powiedział z udawanym smutkiem.
- Dobrze przepraszam.- odpowiedziałam i poklepałam go po ramieniu.

Weszliśmy do sklepu. Wzięłam koszyk, który zaraz wyrwał mi Wolski. Popatrzyłam się na Niego, a on powiedział:
- No co, przecież mówiłem, że pomogę ci nieść zakupy.
- Jak chcesz.- odpowiedziałam krótko. Włożyłam do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy i powiedziałam:
- To chyba wszystko. Możemy iść do kasy.
- Ok.- odpowiedział.
Przechodziliśmy właśnie obok regałów z artykułami domowymi, kiedy rozległ się głośny krzyk:
- Wszyscy na ziemię i radze nie próbować żadnych sztuczek, bo pożałujecie tego.
Razem z Maćkiem spojrzeliśmy po sobie. Mieliśmy szczęście. Staliśmy pomiędzy regałami i napastnik nas nie widział.
- Trzeba powiadomić policję. Możesz zadzwonić ze swojej komórki, bo zostawiłam swoja w domu?
- Jasne.- Maciek włożył rękę do kieszeni. Po chwili powiedział:
- O kurde.
- Co?
- Też nie mam. Została w samochodzie.
Rozejrzałam się wkoło. Nieopodal na ścianie wisiał telefon służbowy. Ręką pokazałam go Wolskiemu. Zawiadomiliśmy policje o danym zdarzeniu stawiając przy tym samym cała naszą stołeczną na nogi. Po kilku minutach budynek był już otoczony. Napastnik widocznie zorientował się, że ktoś musiał dać cynk na policję, bo kazał swojemu koledze przeszukać sklep. Schowaliśmy się do magazynu. Przez szparę w drzwiach mogliśmy obserwować, co się dzieję. Jeden z napastników obrabowywał kasę, a drugi nadal przeszukiwał sklep. Zauważyłam, ze jedna z kobiet widząc, że oba napastnicy są czymś zajęci postanowiła uciec. Wiedziałam, że ten plan nie wypali. W myślach ciągle powtarzałam słowa: „Nie rób tego, nie rób tego.” Jednak nie wiele to dało. Pobiegła do drzwi. Kiedy ten odwrócił się od kasy i zobaczył ta dziewczynę przy drzwiach bez żadnego wahania wyciągną broń i strzelił, po czym powiedział:
- Nigdzie nie pójdziesz. Następnie odwrócił się do innych porwanych i ponownie przemówił:
- Widzicie co się jej stało? Jeśli któreś z was będzie chciało się ulotnić stąd skończy tak samo jak ona. Dziewczyna leżała na posadzce sklepu i zwijała się z bólu. Na szczęście żyła, bo dostała w ramię.
Z zewnątrz dobiegał do nas głos Radwana, który próbował dojść do porozumienia z napastnikami. Mówił to co zawsze, że spełni jego żądania w zamian za uwolnienie zakładników.
- Znowu jego ściągnęli?- zapytał Wolski szeptem.
- Wiesz on jest negocjatorem.- odpowiedziałam.
- To na całą Warszawę jest tylko on jedyny?
- Wydaję mi się, że nie o to tu chodzi.
- A o co pani psycholog?- zapytał Wolski z uśmiechem.
- Barska.- powiedziałam i popatrzyłam przez szparę. Zobaczyłam, że z działu z pieczywem wyłania się jeden z agresorów.
- Wolski?- powiedziałam nieco drżącym głosem. Próbowałam nie okazywać strachu. Jednak mimo moich starań Wolski zauważył, że się boję.
- Zerknął przez szparę, a następnie spojrzał na mnie i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze, księżniczko. Przysunął się do mnie i mocno mnie przytulił.
- Wiem.- szepnęłam.
- Słuchaj mam pewien plan.- powiedział.
***Maciek***

- Jaki?- zapytała.. W jej oczach dostrzegłem iskierkę nadziei.
- Złapiemy go z zaskoczenia.- powiedziałem lekko się uśmiechając.
- Ale my nie mamy broni.- oznajmiła.
- Wiem, ale ją zdobędziemy.- powiedziałem, nie do końca wierząc we własne słowa. Musiałem coś zrobić. Nie dla siebie, ale dla Ady. Znam ją bardzo dobrze i mimo że próbowała tego nie pokazywać widziałem, że bała się. Ja również bałem się, ale nie o siebie tylko o Adę, o radość mojego życia.
Schowaliśmy się za kartonowymi pudełkami. Po kilku minutach drzwi się otworzyły i wszedł jeden z napastników. Całe szczęście broń miał schowaną. To dało mi większą nadzieję, że nasz plan się powiedzie. Kiedy agresor doszedł do końca magazynu dałem znak Adzie i rozpoczęliśmy swoją akcję. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wyskoczyłem zza kartonów wprost na niego. O kurde jest sprytniejszy niż się spodziewałem.- pomyślałem, kiedy chwycił za broń i wymierzył we mnie. Jednak Ada była szybsza. Jednym sprawnym ruchem wytrąciła pistolet z jego ręki.
- Nieźle księżniczko.- szepnąłem i obezwładniłem mężczyznę.
- Dziękuję.- odpowiedziała z uśmiechem. Po chwili dobiegł do nas dźwięk drugiego mężczyzny:
- Łysy co się tam dzieje? Masz kogoś?- zapytał. Nachyliłem się nad naszym pojmanym i powiedziałem cichym, ale dobitnym głosem:
- Odpowiesz tak:” Nikogo nie ma. Potknąłem się o jeden z kartonów”. Zrozumiano?
Pokiwał głową, a w tym czasie tamten ponowił swoje pytanie.
- Mów Szybko.- rozkazałem.
- Wszędzie czysto. Nikogo nie ma. Potknąłem się o jeden z kartonów”.- odpowiedział posłusznie.
- Ty ślamazaro. Dobra wracaj tu.- powiedział tamten. Wymieniliśmy z Adą spojrzenia.
- Co teraz?- zapytała.
- Pójdę tam za niego.- odparłem.
- Co?- zapytała. W jej oczach dostrzegłem strach.
- Mają kominiarki na głowach, więc nie zorientuje się.- wyjaśniłem.

Takie tam.

czwartek, 24 lutego 2011

Udawana miłość

Jak na razie wszystko Szlo zgodnie z planem. Radwan mino protestów był przebrany za misa i zajmował się roznoszeniem ulotek. Barska siedziała w bufecie i piła kawę. Eryk z całym swoim sprzętem siedział w samochodzie i przekazywał nam potrzebne informacje. Gdzieniegdzie również kręcili się inni policjanci ubrani po cywilnemu. Nam przydzielono rewelacyjne zadanie. Mieliśmy udawać parę zakochanych. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, a z mojej obserwacji i po dzisiejszym zachowaniu Maćka jemu również to nie wadziło. Na początku spacerowaliśmy trzymając się za ręce, a później przystanęliśmy niby to do oglądania obrączek u jubilera. Nie obyło się bez przytulania, dzięki  któremu mogłam przekazać innym wszystkie nasze obserwacje. Po pól godzinie czekania cos zaczęło się dziać. Z windy wyszła kobieta pchając przed sobą wózek. Po jej nerwowym zachowaniu stwierdziłam, że trzeba zacząć ją obserwować. Dyskretnie powiedziałam to Maćkowi, udając, że szepce mu cos do ucha, a następnie przekazali innym. Jak okazało się po chwili nie myliłam się. Kobieta podjechała wózkiem do jednego ze stolików bufetu, przy którym siedziała para młodych ludzi. Zrobili wymianę. Koperta- wózek. Po czym kobieta udal się w przeciwnym kierunku. Po chwili usłyszałam głos w słuchawce.
- Ja z Andrzejem zajmiemy się ta parą z dzieckiem, a wy bieżcie kobietę.- powiedziała Paulina.
- Miejmy nadzieje, że dziecko nie przestraszy się misia bez głowy.- powiedział Maciek.
- Wolski.- syknął Radwan.
Dyskretnie podeszliśmy do kobiety.
- Policja, pójdzie pani z nami.- kiedy to usłyszała rzuciła się do ucieczki. Jednak Maciek był na to przygotowany i zastąpił jej drogę. Zaczęła się wyrywać.
- Proszę się uspokoić. Chyba nie chce pani tu zrobić widowiska.- powiedziałam, kiedy Wolski trzymał ją, aby nie uciekła.
Gdy przekonała się, że nie ma szans na ucieczkę przestała się szamotać i wydyszała:
- Ja nic nie zrobiłam.
- Yhy, a handel dziećmi? Coś ci to mówi?- odezwał się Maciek.

Jej przesłuchiwanie, to naprawdę była droga przez mękę. Dopiero po trzech godzinach, kiedy Woski pokazał jej oświadczenie, które podpisała para kupująca dziecko zaczęła coś mówić. Zdradziła nam, gdzie znajduje się ich główna siedziba i kto wydaje im zlecenia. Pojechaliśmy we wskazane miejsce. Było one oddalone od Warszawy o jakieś 15 kilometrów. Po wyjściu z samochodu zobaczyliśmy dom. Stał on samotnie pośród licznych drzew i krzewów. Wyglądał na opuszczony. Miał odrapane ściany, powybijane szyby, a na większości dachu brakowało dachówek. Przed wejściem wyciągnęliśmy i naładowaliśmy bronie. Pierwszy wszedł Wolski.  Ruchem dłoni przekazał mi abyśmy się rozdzieliliśmy. Kiwnęłam głową. Ja poszłam w prawo, a on w lewo. Kiedy przeszukiwałam poszczególne pomieszczenia zauważyłam, że ten dom zbudowany jest na wzór lustrzanego odbicia. Kiedy dochodziłam do końca korytarza usłyszałam czyjeś kroki. Szybkim ruchem odwróciłam się i wymierzyłam Bronia w tą osobę. Zrobiła to samo. Odetchnęłam z ulgą nie był to żaden intruz tylko wolski. Ja celowałam w niego, a on we mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie i każde z nas schowało broń.
-Nie ma tu nikogo.- powiedział Maciek.
Nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. Skierowaliśmy się ku wyjściu, kiedy usłyszałam jakby czyjś płacz.
- Słyszałeś?- zapytałam się Macka.
- Co?
- Tak jakby płacz… dziecka.- odpowiedziałam. Dochodzi z…
- piwnicy.- dokończył za mnie Wolski.
Zeszliśmy schodami do piwnicy. Wyglądała ohydnie. Pełno śmieci i na pewno… szczurów. Na myśl o tym ostatnim, aż mi ciarki przeszły. Szliśmy wzdłuż korytarza. W końcu zobaczyliśmy trzy sylwetki postaci. Byli to dwaj mężczyźni i jedna kobieta.
- Czego on tak ryczy! Zrób cos!- krzyknął jeden z nich do kobiety.
- Nie wiem.- odparła. Dziecko tymczasem zaczęło jeszcze głośniej krzyczeć. Mężczyzna wpadł w szał wyciągnął pistolet.
- Ej Duży, co ty robisz? Daj spokój.- powiedział ten drugi.
- Mam już dość tych płaczów i krzyków!- krzyknął i wycelował w dziecko. Na szczęście nie zdążył strzelić, bo Maciek go uprzedził. Mężczyzna upadł na ziemie. Jego kolega odwrócił się w naszą stronę.
- Na ziemie! Oboje! Już!- krzyknęłam. Jak nigdy posłuchali mnie za pierwszym razem. Na wsparcie musieliśmy trochę poczekać. W piwnicy znajdowało się dwoje dzieci. Były przestraszone i całe zapłakane. Spojrzałam na Maćka i powiedziałam:
- Trzeba się nimi zając, aż do przyjazdu karetki.
- Co? Ja nigdy nie miąłem dziecka na ręku.- odpowiedział zdezorientowany.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz.- powiedziałam i udałam się w kierunku dzieci.
Maciek wolnym krokiem poszedł za mną. Ja wzięłam dziewczynkę, a on chłopczyka.  Dzieci od razu się uspokoiły. Tak jakby wiedziały, ze już nic im już nie grozi. Cóż z psychologii wiedziałam, że takie małe dzieci potrafią odczytać kto jakim jest człowiekiem. Popatrzyłam na Maćka. Całkiem nie źle mu szło jak na pierwszy raz.

Dziś troszeczkę krótsza, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi. ;)

środa, 23 lutego 2011

Miś

Po kilku dniach moje dłonie się zagoiły i mogłam pozbyć się tych opatrunków. Dziwnym zrządzeniem losu w tym samym dniu naprawiono Maćkowi ogrzewanie i wrócił do swojego mieszkania. Wiedziałam, że ta rura to była tylko przykrywka, ale nie chciałam odbierać mu tej satysfakcji i nic mu nie powiedziałam. Nie chciałam sprawiać mu przykrości, bo przecież tak się starał. Musze przyznać, że mieszkanie z nim nie jest takie trudne jak myślałam. Przez ten tydzień, który spędziliśmy razem pod jednym dachem zdążyłam się do niego już przyzwyczaić. Te nasze wspólne kolacje, oglądanie filmów, a zwłaszcza kryminalnych, w których sprawę potrafiliśmy rozwiązać już w pierwszych minutach jego oglądania. Kiedy tak wspominałam nasze chwile spędzone razem jako przyjaciele oczywiście, usłyszałam dźwięk mojej komórki. Dzwonił Wolski dając znak, że już czeka.

***Maciek***

Siedziałem w samochodzie i patrzyłem w okno, w którym spędziłem siedem dni i to chyba siedem najlepszych dni w moim życiu. Faktem jest, że tak naprawdę to wprosiłem się do niej na siłę nie dając jej żadnego wyboru, ale wydaje mi się, że nie było tak źle, bo wytrzymała ze mną ten cały tydzień. W każdym razie ja czułem się świetnie. Kiedy jestem z Adą wszystko wygląda inaczej. Jestem innym człowiekiem, nie takim za jakiego uważają mnie koledzy z pracy „król komendy” tez mi coś. Ada zmieniła nie tylko moje Zycie, złe również mnie.
- Halo pobudka śpiący królewiczu.- zobaczyłem, że ktoś macha mi ręką przed oczyma, była to Ada. Nawet nie zauważyłem, kiedy wsiadła.
- Czyżby wprowadzili nową bajkę na rynek?- zapytałem w pełnym uśmiechu.
- Jeszcze nie, ale jak tak dalej pójdzie to zobaczymy gazety z nagłówkami” Komisarz zasnął na akcji, czyżby mamy powtórkę z historii śpiącej królewny”- odpowiedziała jak zawsze z nutka ironii, ale za to ją przecież polubiłem.

***Ada***

Wolski ku mojemu zdziwieniu nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Trochę zbiło mnie to z tropu, ale cóż kto zrozumie mężczyzn.- pomyślałam.
- To gdzie teraz jedziemy.- zapytałam w końcu.
- W takie jedno miejsce, mam tam swojego informatora może od niego czegoś się dowiemy.
- Aha.- odparłam krótko.
Drogę przebyliśmy w ciszy. Jakoś żaden temat nam się nie kleił. Kiedy dojechaliśmy na miejsce moim oczom ukazała się nie za ciekawa okolica. Przy drzewie ktoś stał odwrócony tyłem. Maciek udał się w tym kierunku. Ja szłam za nim bacznie się rozglądając.
- Kim ona jest?- zapytał nieznajomy. Po Głosie rozpoznałam, że to kobieta.
- Spokojnie, to moja partnerka.- odpowiedział Maciek.
- No dobra, to co chcecie wiedzieć?- zapytała.
- Porwania dzieci. Wiesz cos o tym?
- Nie wiele, ale obiło mi się o uszy, że dzisiaj po południu w centrum handlowym maja dokonać jakiejś transakcji na dzieciaku.
- Ok. dobra, dzięki
To idziemy na zakupy.- powiedział Wolski do mnie, kiedy wracaliśmy do samochodu.



Na komendzie trwały przygotowywania do akcji. Barska co chwila dzwoniła, albo odbierała telefony. Ku niezadowoleniu Maćka jak zwykle ściągnięto do pomocy Andrzeja. Ja postanowiłam udać się do naszego laboratorium, aby sprawdzić jak tam Eryk sobie radzi. Maciek tymczasem razem z innymi funkcjonariuszami ustalał plan działania lecz kiedy zobaczył dokąd idę od razu poszedł za mną, więc udaliśmy się tam razem. Kiedy Eryk zobaczył Maćka razem ze mną powiedział:
- A cóż to nasz pan komisarz boi się samotności, że krok w krok chodzi  ze swoja partnerką.
- Tak tak, bardzo śmieszne hahaha, a ty nie masz nic lepszego do roboty jak tylko obserwowanie tego co się dzieje na komendzie?
- A czy to źle, że się o was martwię i sprawdzam, czy wszystko gra?
- Ależ skąd fantastycznie po prostu wspaniale.
- A widzisz i po co się tak denerwować. Złość piękności szkodzi.
- Dobra, dobra popisałeś się przed Adą, a teraz pokaż co tam zdziałałeś.
- Proszę bardzo. Wszystko jest tak jak zaplanowano. Mam podgląd na wszystkie kamery w centrum.
- No to super na razie.- rzucił Maciek i okręcił mną tak, że przed sobą miałam drzwi wyjściowe. Za sobą usłyszałam jeszcze głos Eryka:
- Pa Ada. Miło było Cię znowu zobaczyć.
- Pa- odpowiedziałam szybko, ale nie wiem czy usłyszał, bo Maciek prawie, że wypchał mnie za drzwi.
- On naprawdę zaczyna mnie coraz bardziej denerwować.- powiedział, kiedy wchodziliśmy schodami na gorę.
- Przecież nie musiałeś tam iść.- powiedziałam.
- Musiałem.
- Dlaczego?- zapytałam zatrzymując się z ciekawości jaki poda mi powód.
- Ty naprawdę tego nie widzisz?- zapytał, również się zatrzymując.
- Czego?- nie wiedziałam co ma na myśli.
- Przecież on od samego początku twojego stażu Cię podrywa.- oznajmił.
- No i co z tego?- zapytałam wzruszając ramionami. Przeszkadza ci to?- zapytałam sarkastycznie, bo znałam jego odpowiedź, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Tak. Nie. Oj skończmy ten temat.- powiedział zdenerwowany.
- Sam go zacząłeś.
 Nagle usłyszeliśmy głośny krzyk, poprzedzony grupowym śmiechem. Znałam ten głos. To był Radwan. Z zaciekawieniem wychyliliśmy się zza rogu. Stał przed Pauliną w przebraniu pluszowego Misia.
-Ja nie będę w tym paradował. Gdzie ja pracuje? W policji, czy w cyrku Co?- krzyczał wymachując przy tym rękoma.
- Andrzej słuchaj- mówiła łagodnym tonem Paulina. Jesteś negocjatorem i musisz wszystko widzieć, być jak najbliżej, a tylko w taki sposób nie będziesz zwracał na siebie uwagi.
Radwan trochę się uspokoił nie umiał zbyt długo denerwować się na Paulinę, kiedy nagle Wolski wypalił z tekstem.
- O nie wiedziałem, że do pracy w policji przyjmują pluszowe misie, a może trochę miodku przynieś?
Po komendzie ponownie rozeszło się echo tłumionych śmiechów. Radwan spiorunował Maćka spojrzeniem i powiedział:
- Pożałujesz tego.

wtorek, 22 lutego 2011

Lokator

Nagle rozdzwoniła się komórka Wolskiego. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Maciek odebrał telefon, a ja wróciłam do przygotowywania kolacji. Rozłożyłam talerze i kubki, a Maciek doprawiał swoje kulinarne dzieło. Podczas kolacji zachowywaliśmy się normalnie, żadne z nas nie nawracało do tego incydentu, który wydarzył się w kuchni. Po kolacji pościeliłam, a raczej powiedziałam Maćkowi żeby pościelił sobie u Ewy w pokoju i poszliśmy spać.

***Maciek***

Leżałem w łóżku. Nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem nad dzisiejszym dniem. Poniekąd czułem się winny temu, co stało się Adzie. Mogłem jakoś szybciej odjechać tym samochodem. Ostatnio coś często ląduje w szpitalu. Całe szczęście, że ta rura grzewcza pękła, bo przynajmniej miałem pretekst, żeby zostać z nią. Ewy nie ma, a ona jak zwykle poobijana, a tym razem to przeze mnie. Po jej porwaniu, aż wole nie myśleć co by się stało gdyby została sama. Pokręciłem głową odganiając tą myśl. Spojrzałem w okno. Już świtało. Wstałem, bo i tak musiałem jechać odebrać samochód z warsztatu, a przy okazji pomyślałem zrobię Adzie niespodziankę i kupie świeże pieczywo, w końcu zgodziła się przygarnąć mnie pod swój dach. Z jednej strony to był spisek, ale z drugiej przypadek.

***Ada***

Obudziłam się i poczułam zapach świeżego pieczywa. Poszłam do kuchni. Na stole przygotowane było śniadanie, a obok kubka leżała kartka z napisem: ”Pojechałem po samochód do warsztatu, będę za godzinę. Smacznego.” Zjadłam śniadanie i poszłam do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę i w momencie kiedy wychodziłam do mieszkania wszedł Wolski.
Zjadł śniadanie, a ja posprzątałam naczynia. Następnie powiedział:
- To ja lecę.
- A ja?- zapytałam.
- Ty zostajesz w domu. Tak powiedziała Paulina.
- Nie, proooszę. Mogę jechać?- poprosiłam robiąc przy tym najsmutniejsza minę jaką tylko umiałam.
- No dobra, chodź.- odpowiedział po krótkim zastanowieniu.
- Dzięki.- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Przyjechaliśmy na komendę. Wszyscy zwrócili na mnie uwagę, ale czemu tu się dziwić. Z gabinetu wyszła Barska. Była bardzo zaskoczona gdy mnie ujrzała.
- Ada, a co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu?- zapytała.
- No właśnie…- próbowałam coś wymyślić na moje usprawiedliwienie, kiedy wtrącił się Wolski.
- Kazałem jej zostać w domu, ale nie.-powiedział. Zmroziłam go spojrzeniem. Barska widocznie to zauważyła, bo uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Dobra nie ważne i tak nic nie wskóram, a jak się czujesz?
- Dobrze.- odpowiedziałam.
Paulina poszła do gabinetu, a ja spojrzałam na Maćka.
-Wielkie dzięki.- powiedziałam.
- No co, przecież prawdę powiedziałem.- odpowiedział zdezorientowany.

Udaliśmy się do pokoju przesłuchań. Trzeba było, w końcu przesłuchać naszych kierowców rajdowych. O dziwo byli mnie pokiereszowani niż ja.
- Ada na co czekasz rób not..- urwał w połowie zdania, bo widocznie uzmysłowił sobie, że to on musi dzisiaj przejąć ten obowiązek. Wyciągnął swój „magiczny notes” i zaczął zapisywać, to co mogłoby pomóc nam w rozwiązaniu naszej sprawy. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo wiedziałam jak nienawidzi tego zadania. Po kilku godzinach przesłuchiwania, w końcu skończyliśmy i udaliśmy się do domu. Kolacja odbyła się bez żadnych specjałów kulinarnych, oraz „innych” popisów Wolskiego, o których już miałam przyjemność się przekonać.

Oj nie mam zamiaru ich tak odrazu swatać. Co to to nie. :::) Pozdrawiam.

Niespodziewany gość

Siedziałam w fotelu jedząc jabłko i rozmyślając nad dziwnym zachowaniem Wolskiego, kiedy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się o tej porze? Otworzyłam drzwi i ujrzałam Macka i to w dodatku z bagażem. Patrzyłam na niego zaskoczona nic nie mówiąc.
- co ty ducha zobaczyłaś?- zapytał ze śmiechem
- W pewnym sensie. Co ty tu robisz?
- Obecnie stoję przed drzwiami mojej partnerki z pracy.
- Aha, a dlaczego tu stoisz?
- Bo u mnie w mieszkaniu padła rura grzewcza i jest baaardzo zimno.
- I co z tego?- wiedziałam o co mu chodzi, ale postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
- Przygarnęłabyś mnie do siebie na kilka dni?
- Jak malutkiego pieska?
- Z jednym wyjątkiem.
- Jakim?
- Nie będziesz musiała wychodzić ze mną na spacery.
- No to jest wspaniały argument.
- To jak?- zapytał robiąc oczka szczeniaczka.
- Wchodź- odpowiedziałam i otworzyłam szerzej drzwi.
Maciek usiadł na kanapie, a ja zapytałam się:
- Jadłeś kolacje?
- Nie.
- Ja też, ale chyba będziesz musiał mi pomóc- powiedziałam i podniosłam moje ręce do góry.
- No widzisz i już ci się do czegoś przydaje.
- No naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Z pewnością byłabyś głodna.
Zaśmialiśmy się razem i poszliśmy do kuchni zabrać się za przygotowywanie kolacji. Maciek postanowił zrobić swoje popisowe danie, czyli spaghetti. Założył fartuch, a ja widząc go w takim stroju wybuchłam śmiechem. On udając oburzonego powiedział:
- Co? Nie słyszałaś, że mężczyźni w fartuchach wyglądają bardziej męsko?
- Nie.- odpowiedziałam. Nadal się śmiejąc.
Widząc, że świetnie się bawię nabijając się z niego odłożył łyżkę, która trzymał i podszedł do mnie. Lekko mnie podniósł i przycisnął  do ściany przytrzymując za biodra po czym zapytał z pełna powagą:
- Ładnie to tak śmiać się z partnera?
- Tak- odpowiedziałam cały czas się śmiejąc.
- I co nadal jest ci do śmiechu?- zapytał i przysunął się bliżej mnie tak, że od siebie dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.
- nie biję się ciebie.
- Nie powinnaś była tego mówić- powiedział szczerząc się w uśmiechu i tym samym przybliżył swoja twarz do mojej tak, że stykaliśmy się nosami.
- A teraz?- ponowił swoje pytanie. Poczułam jego oddech na swoich ustach.
- Nie.- odpowiedziałam. Czułam jak moje ręce zaczynają drżeć.
Maciek nic nie powiedział tylko pokręcił głową w szerokim uśmiechu. Poczułam ciepło bijące z jego zbliżających się ust i…


poniedziałek, 21 lutego 2011

Ostatnia chwila

Przerażona spojrzałam na Macka, który właśnie próbował wykonać jakiś manewr, aby ominąć ten wielki kawał blachy. Ani an chwilę nie stracił panowania nad sobą w porównaniu ze mną. W jego oczach dostrzegłam upór. Za wszelką cenę próbował wyprowadzić nas z tej opresji, mimo że do zderzenia z ta wielką blachą zostało nam jeszcze kilka sekund. Ufałam mu i udało się. Górny fragment samochodu mignął nam przed oczami. Jednak nie obyło się bez szkody. Gdy przelatywał obok mojej strony zmienił swoje położenie i zahaczył o lusterko, które wybiło szybę od mojej strony. Szkło posypało się po mnie, ale nic sobie z tego nie robiłam, bo byłam szczęśliwa, że przeżyliśmy aż do momentu, kiedy Maciek spojrzał na mnie i zrobił taka minę jakby zobaczył zombi.

***Maciek***
- Co jest?- zapytała zdziwiona.
Nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Patrzyłem na nią nie wierząc własnym oczom, aż w końcu wziąłem do ręki radio i powiedziałem:
- Przyślijcie tu sanitariusza, szybko!
Ada wciąż nie wiedziała co się dzieje. Dopiero gdy spojrzała na swoje dłonie uzmysłowiła sobie co się stało i zapytała:
- Aż tak źle?
Nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową. Po kilku minutach zjawił się jeden z ratowników.

***Ada***

Oczywiście wzięli mnie do szpitala, bo jakby mogło być inaczej. Po przemyciu mojej twarzy i rąk substancją odkażająca okazało się, że nie jest  tak źle. Glowa nie była aż tak pokiereszowana dzięki czapce, którą miałam na głowie, a tyle krwi było, dlatego że czaszka jest bardzo ukrwiona i przy urazach mocno krwawi. Gorzej było z moimi dłońmi. No, ale nic tak w skrócie to na czole założyli mi trzy szwy, a ręce zabandażowali całkowicie tak, że przez jakiś czas będę miała spokój z wypełnianiem akt i to dawało mi największą satysfakcję, bo wszystko będzie musiał przejąć Maciek.  Po trzech godzinach siedzenia w szpitalu z wielkim trudem udało mi się z niego wyjść, bo oczywiście lekarz uważał, ze powinnam zostać na obserwacji, bo doznałam urazu głowy. Całe szczęście, że Wolski tego nie słyszał, bo zapewne siłą by mnie tu zostawił. Kiedy zmierzałam z wypisem ku wyjściu w drzwiach pojawił się Wolski. Spojrzał na moje dłonie i z trudem powstrzymując śmiech zapytał:
- Co ty boks uprawiasz?
- Tak znalazłam sobie nowe hobby. Co o nim sądzisz?
- Nie no super, ale mam nadzieję , ze nie będę ci służył za worek treningowy.
- No nie wiem, nie wiem.- odpowiedziałam z uśmiechem.
Przy wysiadaniu z samochodu upuściłam wypis ze szpitala, bo trudno coś utrzymać mając na rękach „rękawice bokserskie”. Wolski podniósł wydruk i zaczął go czytać. Miałam tylko nadzieje, że nie zauważy tego że wypisałam się na własne żądanie. Jednak moje nadzieje znikły jeszcze szybciej niż się pojawiły, bo co ja myślałam, że umknie mu taki szczegół, przecież on jest z policji dziewczyno. Po chwili zaczął się długi wykład przepełniony licznymi pytaniami:
Dlaczego? Jak tak mogłaś?.... i w tym właśnie momencie przypomniał mi się ten incydent  w parku z mojej pierwszej sprawy . Po chwili przestał mówić. Popatrzył się na mnie i powiedział:
- Ewa jest w domu?
- Nie, nie ma. Jest w delegacji.
- Aha, a dobrze się czujesz?
- Tak dobrze
- Ok to cześć, ale jak cos to dzwoń.
- Pewnie cześć.
Tylko tyle to jest jakieś podejrzane. Przed chwilą wykłada mi wykład jak jakiś starszy brat, a teraz nic. On coś knuje, tylko musze dowiedzieć się co.

Wiecie co, mam wrażenie, że to wszystko jakieś takie płytkie jest.