wtorek, 30 sierpnia 2011

Tylko przyjaźń

- Napijesz się czegoś?- zapytałam.
- A co proponujesz?- zapytał szczerząc zęby.
- Herbatkę.
- Myślałem, że zaproponujesz coś mocniejszego…
- Mam jeszcze wodę.
- To poproszę jednak herbatę.

Udałam się do kuchni. Maciek został w salonie i oglądał telewizję. Po pięciu minutach wróciłam. Podając kubek z herbatą dla Maćka powiedziałam:
- Proszę bardzo. Pyszna herbatka z cukrem.
- Nie zrobiłaś tego.- powiedział patrząc na mnie podejrzliwie, po czym wziął łyka.
- Owszem zrobiłam.- odparłam śmiejąc się.
- Zapłacisz mi za to.
- Jaką formę płatności pan wybiera?
- Taką.- powiedział i przybliżył się do mnie tak, że dzieliły nas tylko milimetry. Moje serce zaczęło bić niczym młot. Czułam jego oddech na mojej twarzy. Z jednej strony chciałam tego, chciałam być z nim, ale z drugiej wiedziałam, że taki układ nie jest dla nas. Kiedy usta Maćka musnęły moje zmusiłam się, aby zaprotestować:
- Maciek, nie.- powiedziałam odsuwając się.
Poczułam na sobie jego wzrok. Nic nie powiedział. Spojrzałam na niego i zaczęłam mówić:
- To nie ma sensu. My nie…
- Czekaj chwilkę.- przerwał mi.- Co według Ciebie nie ma sensu?- zapytał wstając.
- My.- wyszeptałam.
- Słucham?
- Czy ty tego nie widzisz?- podniosłam ton głosu. To się nie uda. Nasz związek głównie opierałby się na kłótniach.
- Ada, co ty mówisz?- podszedł do mnie. Odsunęłam się.
- Jesteśmy partnerami z pracy i niech tak zostanie.
- A czyli kolejna gatka typu: „zostańmy przyjaciółmi.” Dobra jak chcesz. Mówisz i masz.- powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
Łzy pociekły i po policzkach. Podeszłam do okna. Maciek właśnie wybiegał z klatki. Spoglądnął w moje okno oczyma pełnymi bólu. Dotknęłam ręką szyby i szepnęłam:
- Przepraszam.
Wykończona dzisiejszymi wydarzeniami i płaczem postanowiłam pójść spać.

Następny dzień rozpoczął mi się zwyczajnie. No prawie. Był jeden wyjątek. Do pracy pojechałem autobusem. Wcale nie miałam Maćkowi za złe, ze po mnie nie przyjechał.
Zbliżając się do komendy zauważyłam Eryka. Jechał na rowerze.
- Cześć.- przywitałam się.
- O, cześć Ada.
- Widzę, że przerzuciłeś się na ekologiczny środek transportu.
- Wiesz ile te dwa kółka mają zalet?
- Niech zgadnę. Nie stoisz w korkach.
- Zgadza się.
- Ta zaleta przebija wszystko. Kupuje rower.
- Super. Może będziemy razem jeździć do pracy. Tylko nie wiem, co na to pan komisarz. A właśnie, gdzie on jest?- zapytał. Dotychczasowy uśmiech znikł z mojej twarzy. Odwróciłam głowę w stronę komendy i powiedziałam:
- Pewnie już w komendzie.
- Nie przyjechaliście razem?
- Nie.- rzuciłam. Eryk widocznie zorientował się, że jest coś nie tak, bo nie zadawał więcej pytań. Weszliśmy razem do środka.
- To, do zobaczenia.- powiedział, kiedy nasze drogi się rozchodziły.
- Do zobaczenia.- powiedziałam uśmiechając się.

Kiedy przybyłam na swoje piętro, Maciek już był. Siedział za swoim biurkiem bacznie wpatrując się w ekran monitora.
- Cześć.- przywitałam się, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Nic więcej nie mówiąc usiadałam na krześle. Na biurku zauważyłam kartkę z napisem:” Alibi doktora sprawdzone. Jest czysty.” Odwróciłam się w stronę i Maćka i miałam coś mu powiedzieć na wzór, że zachowuje się jak małe dziecko, ale pojawiła się Barska i Radwan.
- Myślałam, ze was nie ma.- powiedziała.
- Dlaczego?- zapytałam zdziwiona.
- Nikt się nie kłoci.- odparła.
- Ciche dni?- wtrącił Radwan. Maciek na to nie zareagował. Ja również. Zapada chwilowa cisza, którą przerwała Barska:
- Macie coś?
- Potwierdziło się alibi doktora. Był wtedy w pracy. Mamy na to świadków.
- A, czyli nadal nic.
- No nie zupełnie. Sprawdziłam jeszcze pacjenta pana doktora i okazało się, że opuścił ośrodek odwykowy dwa tygodnie temu.
- Myślisz, że to mógł być on?
- Motyw miał. Skończył mu się łatwy towar.
- To sprawdźcie to.- powiedziała.

Po tych słowach Maciek wstał i nic nie mówiąc wyszedł. Barska rzuciła mi pytające spojrzenie, a ja udając, że nic nie wiem wzruszyłam tylko ramionami i poszłam za nim.
- Coś się musiało stać. To do nich nie podobne.- usłyszałam za plecami Barską.
- Maciek, zaczekaj!- krzyknęłam.
- Nie jesteśmy na spacerze, tylko w pracy.- o dziwo się odezwał.
Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie, postanowiłam jeszcze raz spróbować porozmawiać:
- Maciek pogadajmy.
- Nie ma o czym.
- Jest.
- Słuchaj jesteśmy teraz w pracy i proszę cię skupmy się na swoim zadaniu.
- Nie, to ty posłuchaj. Zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak.
- Ja?
- Tak. Posłuchaj.- ściszyłam głos.- Jesteś wspaniałym facetem, ale każde z nas ma swój styl życia. Bardzo odmienny. Nie chce Cię stracić, bo jesteś dla mnie kimś ważnym, dlatego proszę Cię pozostańmy przyjaciółmi.
Nie usłyszałam słownego potwierdzenia, ale i zaprzeczenia. Jednak wiedziałam, że wszystko się ułoży.



piątek, 19 sierpnia 2011

Doktor

Zuzia spędziła u nas tylko kilaka dni. Jej ciocia przyspieszyła swój przyjazd do Polski. Oczywiście przydzielono im ochronę. Dzięki temu nasze życie wróciło do normalności  i mogliśmy się w pełni poświęcić tej sprawie.

Jak co dzień wstałam o ustalonej godzinie. Wyszłam pobiegać i zaczęłam szykować się do pracy. Kiedy kończyłam jeść śniadanie do kuchni weszła Ewa.
- Hej. Co tak wcześnie wstałaś?- zapytam dopijając kawę.
- Chciałam z Tobą porozmawiać. A złapać Cię o jakiejś przyzwoitej porze graniczy z cudem.
- Taka praca.
- Ty nie pracujesz tylko harujesz. Spójrz jak ty wyglądasz. Kiedy spałaś więcej niż cztery godziny.
- Nie pamiętam.
- No właśnie.
- To chciałaś mi powiedzieć.
- Nie. To dodałam przy okazji.
- Więc słucham, bo szczerze mówiąc to nie wiele mam czasu.
- Razem z Mateuszem postanowiliśmy zamieszkać razem i w związku z tym…
- Postaram się coś jak najszybciej znaleźć.- powiedziałam szybko przerywając jej, ale ona nie zważając na mnie zaczęła mówić dalej:
- Chciałam się Ciebie zapytać czy może ty nie chcesz tego mieszkania.
- Yyy tak dzięki.- wydukałam zaskoczona.
- No to super. Sprawa załatwiona, a teraz zbieraj się, bo pan komisarz już jest.- powiedziała patrząc przez okno.
- Ok. Pa.
- Pa.

- Cześć.
- Cześć. Myślałem, że po kilku dniach mieszkania razem będziesz bardziej się do mnie spieszyła
- Niby dlaczego?
- Ponieważ ta nagła rozłąka spowoduje, ze zatęsknisz za mną.
- Chciałbyś.
- Chciałbym.- mruknął.
- Mówiłeś coś?- zapytałam.
- Tak, że zraz spóźnimy się do pracy.
- Aha.

Przechodząc przez drzwi komendy od razu udaliśmy się do Barskiej.
- Cześć.
- Cześć. Pięć minut spóźnienia.
- Księżniczka zaspała.
- Książę się zagadał.
- Dobra nie będę wnikać w szczegóły. Wolę przejść do sprawy. Otóż…
- A gdzie pan inspektor?
- Na akcji.
- A myślałem, ze ukrywa się przed Zuzią
- Wolski mogę.- powiedziała Barska lekko zirytowana.
- A tak przepraszam.
- Więc dotychczas udało nam się dowiedzieć iż nasz denat był Dyrektorem handlowym ogólnopolskiej sieci aptek „ Na Zdowie”. Jego zona pracowała jako farmaceutka.
- Coś jeszcze?
- Nie.
- To nie wiele wiemy.- powiedział Wolski.
- No, więc do roboty.- podsumowała Barska.

Po wyjściu z gabinetu Barskiej powędrowaliśmy do naszego suzuki.
- To gdzie jedziemy?- zapytał mnie Wolski.
- Do apteki.
- A co zapomniałaś wykupić recepty?
- Nie potrzebuje lekarstw.
- Ja też nie, więc po co tam jedziemy.
- Porozmawiać.
- A będą tam jakieś panie, prawda?
- Chyba tak.
- To dobrze.

Od farmaceutek dowiedzieliśmy się, a raczej Maciek się dowiedział, że nasza denatka zorientowała się, że ktoś wypisuje recepty dla osoby nie żyjącej. Były to silne leki przeciwbólowe. Powiedziała to mężowi, a on dzięki swoim wpływom dowiedział się który to lekarz i pan doktor stracił możliwość wykonywania zawodu. Natomiast jego pacjent- narkoman został skierowany przez sąd na leczenie odwykowe.
Kiedy wiedzieliśmy już trochę więcej wróciliśmy na komendę. Opowiedzieliśmy wszystko Barskiej a następnie zabraliśmy się do szukania informacji na temat naszego pana doktora i jego pacjentów.

- O patrz mam naszego doktorka.- krzyknął Wolski jedząc bułkę.
Podjechałam krzesłem bliżej.
-  No nie ma co leczenie to miał wspaniałe.- powiedziałam.
- Wiesz każdy ma swoje sposoby.
- No, ale do czego one go doprowadziły. Stetoskop zamienił na miotłę.
- To co jedziemy teraz do lekarza?
- A mamy jakieś inne wyjście/

Udaliśmy się pod wskazany adres. Była to dość nie miła okolica. Drzwi otworzyła nam jakaś kobieta.
- Dzień dobry. Policja. – pokazaliśmy odznaki.- Zastaliśmy Mirosława Kubałe?
- Tak, a o co chodzi?
- Chcielibyśmy z nim porozmawiać. Możemy wejść?
- Tak proszę.
- Mirek! Policja do Ciebie!- krzyknęła po czym udała się do kuchni.
- Słucham?- powiedział mężczyzna wychodząc z pokoju.
- Pan kiedyś był lekarzem?- zapytałam.
- Stare dzieje. Nie chce do nich wracać.
- Lewe recepty, donos, utrata możliwości wykonywana zawodu.- powiedziałam.
- Mówiłem, że nie chce do tego wracać.
- Ale my chcemy.
- Wiecie gdzie mam to, co wy chcecie?!- krzyknął i rzucił się na mnie.
Maciek złapał go wykręcając mu ręce do tyłu.
- Puszczaj psie!
- Posłuchaj.- zaczął Maciek.- Albo usiądziesz grzecznie tu na krzesełku i porozmawiasz z nami albo zabierzemy Cię na niesamowitą wycieczkę wypasionym radiowozem na Rakowiecką.
- Dobra.
- Słuszna decyzja.
Maciek posadził go na krześle a ja zaczęłam zadawać pytania:
- Znałes rodzinę Rybskich?
- Tak.
- To przez nich twoje życie zawodowe uległo w gruzach?
- Tak.
- Postanowiłeś się zemścić za wyrządzone krzywdy i zabiłeś ich.
- Zwariowałaś nic im nie zrobiłem.
- Miałeś motyw.
- Może i miałem, ale chęć zemsty już mi przeszła. Przyzwyczaiłem się do swojego życia.
- Gdzie byłeś w czwartek o 6 rano?
- W pracy.
- No dobra.

- Wierzysz mu?- zapytał mnie Maciek, kiedy wychodziliśmy z kamienicy.
- sama nie wiem. Wypadł przekonująco.
- No sprawdzimy jego alibi i nasze wątpliwości się wyjaśnią. A teraz jedziemy do domu.

Maciek podjechał pod mój blok. Chwyciłam za klamkę i zamierzałam się do wyjścia, kiedy usłyszałam głos Maćka:
- Ewa jest w domu?
- Nie.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Udaliśmy się na górę.



piątek, 5 sierpnia 2011

Decyzja

- Witam moje śpiące królewny.- powiedziałem, kiedy weszły do kuchni.
Ada uśmiechnęła się biorąc Zuzię na ręce.
- A naszej małej jak się spało?- zapytałem Zuzi.
- Dobrze.- odpowiedziała nieśmiało.
- Siadajcie zrobiłem przepyszne śniadanko.- wskazałem na stół.
- Yhy, ten zapach przypalonych tostów jest bardzo przekonujący.
- T nie moja wina, to wszystko przez ten toster.
- Tak najlepiej zrzucić całą winę na biedny niewinny toster.
- Ranisz mnie.
- Jakoś to przeżyjesz, przecież jesteś już dużym chłopcem. Dobrze ja teraz udam się do łazienki, a wy zjedzcie ładnie śniadanko tylko może nie tosty.
Spojrzałem na nią z oburzoną miną, ale na Adę to nie podziałało. Chyba zaraziła się tym od Barskiej, bo ona również byłą odporna na moje sztuczki albo to jak się zachowuje stało się dla Ady rutyną.
Zostałem sam na sam z dzieckiem. Boże co ja mam robić? Spojrzałem na Zuzie, szeroko się uśmiechnąłem i zapytałem ze śmiesznym akcentem:
- To co pani sobie życzy na śniadanko?
- Płatki.- odpowiedziała lekko chichocząc. Śmieje się a nie płacze. To dobry znak.- pomyślałem.
- Tak jest.- zasalutowałem. To rozbawiło ją jeszcze bardziej.
Kiedy Ada opuściła łazienkę my w tym czasie bawiliśmy się w ganianego.
- Co tutaj się dzieje?- zapytała.
- Bawimy się.
- A można wiedzieć w co?
- W berka.
- No tak można się było tego spodziewać. W końcu co innego mógł by wymyślić policjant, przecież pościgi ma we krwi. Rzuciłem jej tajemnicze spojrzenie.
- Co ty knujesz?- zapytała bacznie mi się przyglądając.
- Zuzia łapiemy ja!- krzyknąłem i zaczęliśmy biec wprost na Adę.
 Nie miała szans już po kilku minutach leżała na kanapie, a my na niej łaskocząc ją. Po mieszkaniu rozchodziły się głośne odgłosy śmiechu. Trwałoby to zapewne dłużej gdyby nie dzwonek do drzwi. Z małą na rękach, ponieważ nie chciała mnie puścić poszedłem sprawdzić kto to.
- Część.- usłyszałem głos Pauliny i Andrzeja kiedy otworzyłem drzwi.
- Cześć.
- Widzę, że rodzicielstwo Ci służy.- usłyszałem docinek od Radwana.
- Pan inspektor zazdrości?- zapytałem.
Radwan chciał się jakoś obronić, ale wtedy głos zabrała mała:
- Wujku kto to?
- A to ciocia Paulina i wujek Andrzej.
- Aha.
Po chwili doszła do nas Ada.
- O cześć.- przywitała się.
- Widzę, że rodzinka w komplecie.- znowu Radwan.
- Oczywiście.- potwierdziłem z uśmiechem na twarzy.
- Ada, co Ci się stało?- zapytała się Barska. Faktycznie Ada wyglądała jakby przeszło obok niej tornado.
- Zostałam napadnięta i torturowana przez tych dwoje.- wskazała na mnie i na Zuzie. Zaczęliśmy się śmiać, a Ada dodała:
- Szczerze mówiąc to jesteście moimi wybawcami. A wracając do sedna sprawy, to co Was do nas sprowadza:
- Chodzi o Zuzię.
- Rozumiem, to może wejdziecie.

***Ada***

- Zuziu pójdziesz do pokoju pooglądać bajki?- zapytałam.
- Ale z wujkiem Maćkiem.
- No dobrze.
Kiedy odprowadziliśmy ich wzrokiem przeszliśmy do rozmowy:
- To o co chodzi?
- Jest problem. Siostra mamy Zuzi obecnie jest za granicą. Do Polski może przyjechać dopiero za dwa tygodnie.
- To będzie z Zuzią?
- Właśnie. Są dwie możliwości: oddajemy ją do rodziny zastępczej na ten czas albo zostaje u Was.
- Muszę porozmawiać o tym z Maćkiem.
- Andrzej to idź zastąp Maćka.- poprosiła Paulina.
- Słucham?
- Idź pooglądaj z Zuzią bajki. Proszę.
- Dobra.
Kiedy Radwan opornie stawiając kroki szedł zastąpić Maćka ten pojawił się w drzwiach.
- Zasnęła- oznajmił.
- Czyli nie muszę do niej iść?- zapytał z odczuwalną ulgą w głosie.
- Nie.- powiedziałam.
- Andrzejku nie bój się dzieci nie zrobią Ci żadnej krzywdy, a poza tym jesteś policjantem- negocjatorem…
- Skończyłeś już?
- Jeszcze chwilkę.
- Maciek.- powiedziałam.
Odwrócił się w moją stronę.
- Jest problem.
- Wiem słyszałem.
- I co? Zgadzasz się?
- Przecież nie wybaczyłabyś mi tego do końca życia, którego zostałoby mi nie wiele, bo zapewne zabiłabyś mnie swoim spojrzeniem.
- Czyli się zgadzasz?
- Oczywiście, że tak.
- I co Maciusiu wmawiasz mi, że ja się boje dzieci, a tymczasem ty boisz się swojej partnerki z pracy.
- Jeżeli Cię uraziłem tamtymi słowami to bardzo, ale to bardzo po prostu z całego serca przepraszam.
- Nie uraziłeś tylko wkurzyłeś.
- To tym bardzie przepraszam i obiecuje, ze będę zważał na to co mówię. Trzeba dbać o zdrowie kolegów.
- A co z naszą pracą?- zapytałam.
- Zapiszemy Zuzię do przecz kola. Będzie tam pod stałą ochroną.- odpowiedziała Barska.
- Aha. Dobra rozumiem.
- No to my już będziemy lecieć, bo sama widzisz.- powiedziała patrząc na Maćka i Andrzeja.
- Oni się już chyba nigdy nie zmienią.
- Chyba nie. To na razie pa.
Odprowadziliśmy ich do drzwi. Kiedy zostaliśmy sami Maciek powiedział:
- Nie zapomniałaś o czymś?
- Nie.
- Na pewno?
- Rzeczywiście zapomniałam się ich zapytać, czy nie zechcieliby coś do picia.
- Nie o tym mówię.
- A o czym?
- Pomyśl.
- Nie mam pojęcia.
- Dobra podpowiem Ci. Jest to bardzo powiązane z Zuzią.
Udałam zastanowioną.
- Nadal nic.- powiedziałam po chwili.
- A na co się przed chwilą zgodziłem.
- A o to chodzi. Przepraszam wyleciało mi z głowy.
- Więc słucham.
- Co?
- Takie magiczne słowo.
- Magiczne mówisz?
- Yhy.
- Ok., więc dziękuję.
- To za mało.- nadstawił policzek.
- Bardzo dziękuję.
- Wciąż mało.
- Bardzo, bardzo dziękuje.
- Dodaj jakiś gest.
- Dobra, w końcu należy Ci się.- powiedziałam i chciałam cmoknąć go w policzek, ale Maciek odwrócił głowę i moje usta spoczęły na jego ustach.
- Zakochana para.- usłyszeliśmy przed sobą.
Nieco speszeni oddaliliśmy się od siebie.
- Ty mała myszo.- powiedział Wolski i pobiegł w jej kierunku. Zuzia z głośnym krzykiem zaczęła uciekać. Maciek za nią.
- Małe czy duże to i tak dzieci.- szepnęłam z uśmiechem.


Wiem, wiem notka denna. Przepraszam. Postaram się w następnej już zacząć śledztwo. Jakoś ostatnio zauważyłam, że moje notki stają się coraz gorsze, więc nie wiem jak to dalej będzie.