poniedziałek, 21 lutego 2011

Powrót

Obudziłam się o 6. Zjadłam śniadanie, ubrałam się i pijąc kawę wyjrzałam przez okno. Czarne suzuki już stało. Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu.
- Cześć- przywitałam się.
- Cześć- odparł Wolski.
- Jest jakaś sprawa?
- Tak porwania dzieci.
- Porwania?- zapytałam.
- Tak w ciągu dwóch tygodni policja odnotowała pięć zgłoszeń.
- A gdzie teraz jedziemy?
- Do Anny Podleskiej. Jest w szpitalu. Widziała porywacza, więc może nam pomoc.
Weszliśmy na salę, w której leżała ta kobieta. Wyglądała strasznie. Cała posiniaczona. Lekarze poprosili nas, aby nie męczyć za bardzo pacjentki, ale co my mogliśmy zrobić. Była tak naprawdę jedynym świadkiem w tej sprawie.
- Dzień dobry. Jesteśmy z policji.- powiedział Maciek.
Kobieta tylko kiwnęła głową.
- Czy może nam pani powiedzieć co się wczoraj wydarzyło?- zapytałam.
Kobiecie napłynęły łzy do oczu.
- Przyszli. Zabrali moje dziecko. Ratujcie mojego Krzysia.- mówiła szlochając. Nagle aparaty, do których była podłączona kobieta zaczęły głośny piszczeć. Zaraz pojawiła się pielęgniarki i lekarze. Oczywiście nas wyproszono. Po dziesięciu minutach wyszedł do nas lekarz i powiedział:
- Niestety nic się nie dało zrobić.
Z Maćkiem tylko spojrzeliśmy po sobie i skierowaliśmy się ku wyjściu.
- I co teraz? Ona była naszym jedynym świadkiem.- zapytałam.
Nie wiem.- odparł. Wiedziałam, że mówił prawdę i wcale nie było łatwo mu się do tego przyznać.
Siedzieliśmy w ciszy, kiedy usłyszeliśmy czyjś krzyk: „ Na pomoc porwał mi dziecko!”
Wybiegliśmy z samochodu i zaczęliśmy gonić porywacza. Po kilkunastu metrach biegu puścił dziecko, ponieważ nie miało siły biec razem z nim.
Oddałam małą matce i pobiegłam do suzuki. Wolski odpalał już silnik. Okazało się, że  porywacz nie był sam. Nie daleko stał czarny sedan, który ruszył z piskiem opon, gdy tylko nasz ścigany do niego wskoczył. Rozpoczął się pościg po zatłoczonych ulicach Warszawy.
Złapałam radio i powiedziałam:
- 310 00 zgłoś się do 05.
- Zgłaszam się- usłyszałam.
- Ścigamy granatowego opla vektre z numerami WW…87 przyślijcie nam wsparcie.
- Dobra zrozumiałem. Obstawiamy blokadę przy skrzyżowaniu Kostrzyckiej z Puławską.
- Ok. Bez odbioru.
Kiedy dojeżdżaliśmy do skrzyżowania była tam już blokada. Jednak kierowca opla nie miał zamiaru się zatrzymać tylko uparcie trzymał nogę na gazie, aż  w końcu wjechał pędem w jeden z radiowozów tak, że ten obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Na szczęście policjanci w porę opuścili pojazd. Po chwili rozległa się eksplozja. Przez przednią szybę zobaczyłam, że dach z radiowozu leci wprost na nasze suzuki.

Tak wiem krótka i jeszcze zakończona w takim momencie, ale mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to. Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. pewnie że nie . ;) ale pisz szybko cd bo naprawdę ciekawe .

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie zabijemy cię ale musisz jeszcze dziś dodać notkę
    pozdrawiam
    werciuś

    OdpowiedzUsuń
  3. nie zabijemy ale daj szybko ciąg dalszy :) opowiadanko oczywiście jest boski i nie mogę się doczekać nn :)
    Pozdrawiam
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  4. jeżeli następny rozdział pojawi się bardzo szybko to jeszcze pozyjesz. No ale ty jednak serca nie masz żeby kończyć w takim momencie. No ale czekam na następną część. by była szybko ^^
    agusia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe nie zabije, o nie. Ja cię będę w nocy nawiedzać. Buu!
    :) Ale notka świetna. Jak któryś z nich zginie, toooo.... ;]

    OdpowiedzUsuń